I aż dziw bierze, jak przywołane zespoły ze „szpicy” ligowej straciły w Bojszowach punkty, wszak bestwinianie z gospodarzami poradzili sobie bez szczególnych komplikacji. Już do przerwy zbudowali taką zaliczkę, o której odrobieniu przeciwnik był właściwie tylko pomarzyć. W 17. minucie Patryk Wentland zagrał przekątną piłkę do Damiana Gacka, ten wymienił podania w duecie z Krystianem Patroniem, po czym uderzył nie do obrony dla golkipera GTS-u. Kilka minut później zrobiło się 2:0. Lewą flanką do akcji podłączył się Maciej Kosmaty, dogranie nie dotarło do Wojciecha Wilczka, bo feralnie interweniujący obrońca gospodarzy uprzedził go notując „swojaka”. I wreszcie w minucie 41. Wentland dojrzał Wilczka, który po przyjęciu zgubił defensora GTS-u i celnie przymierzył lewą nogą. Przyjezdni nijak nie przejęli się tym, że w premierowym kwadransie meczu trafienie Wilczka nie został uznane z racji pozycji spalonej.

Wypracowanie dużej przewagi miało istotne znaczenie dla spokojnego przebiegu odsłony rewanżowej. W niej przyjezdni mogli coś do swojego dorobku dołożyć za sprawą zawodników desygnowanych na murawę z ławki – m.in. Piotr Grabski w ostatniej chwili został uprzedzony przez rywali, a po kornerze Bartosz Adamowicz nie skorzystał z podbramkowego zamieszania.

Do Bestwiny pojechały w ślad za wygraną 3:0 ważne i zasłużone punkty. – Zwłaszcza w pierwszej połowie funkcjonowało to wszystko bardzo dobrze po naszej stronie. Może w końcu znaleźliśmy optymalne ustawienie i skład gwarantujący lepsze wyniki. Przekonamy się w środę... – mówi Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec bestwinian, awizując zbliżające się zaległe starcie swojej drużyny z ekipą z Wilkowic.