- Zespół z Goczałkowic nie zaskoczył mnie jakoś znacząco. Zaskoczyła mnie natomiast moja drużyna. To nie był nasz dzień. Sami sobie przegraliśmy ten mecz. O ile w rundzie jesiennej z "Goczałami" zagraliśmy najlepszy mecz, tak teraz można powiedzieć, że to był nasz najgorszy występ - przyznaje szczerze Jakub Kubica, trener Rotuza. 

 

Powiedzieć, że bronowianie źle weszli w spotkanie, to jak nic nie powiedzieć. W 3. minucie goście objęli prowadzenie, po przytomnej dobitce Adama Maślorza. Nie minął kwadrans, a rezerwy LKS-u prowadziły... 0:3. Przyjezdni w 12. minucie zakończyli golem oskrzydlającą akcję, a 120 sekund później wykorzystali rzut karny podyktowany za faul Bartłomieja Bieńki. W tzw. międzyczasie Rotuz mógł pokusić się o trafienie. W 4. minucie Adrian Szczelina po podaniu Rafała Adamczyka nie trafił w sytuacji sam na sam. Kto wie, jak wówczas potoczyłoby się to spotkanie... 

 

Drużyna z Goczałkowic nie zwalniała jednak tempa. W 21. minucie zawodnik LKS-u celnie przymierzył z dystansu i było już 0:4. Bramkę kontaktową dla Rotuza w 37. minucie zdobył Szczelina, który przytomnie odnalazł się w zamieszaniu po rzucie rożnym. Ostatni głos w tej części meczu należał jednak do gości. W 42. minucie na gola zamienili oni zespołową akcję. 

 

Po przerwie, co dość zrozumiałe, podopieczni Andrzeja Maślorza nie forsowali zbytnio tempa w ofensywie, przez co mecz nabrał nieco wyrównanego charakteru. W 65. minucie ponownie mieliśmy jednak "11" i... ponownie "Goczały" zamieniły ją na trafienie. 5. minut później wynik potyczki ustalił Mateusz Wronka strzałem w krótki róg. Było to jednak trafienie z tych na otarcie "łez" i redukcję rozmiarów porażki.