Od pierwszych minut zauważalna w grze Podbeskidzia była wyraźna dyscyplina taktyczna. "Górale" cierpliwie czekali na swoje okazje, wykorzystując przy tym błędy rywala. To w pierwszych trzech kwadransach zaowocowało trafieniem Marko Roginicia. – Radomiak miał serię sześciu zwycięstw, niektóre były naprawdę w dobrym stylu - także wiedzieliśmy, że będzie to ciężki mecz. Byliśmy świadomi, że musimy wyeliminować przejścia Radomiaka do kontrataku. My natomiast chcieliśmy zagrać w średniej obronie i dać Radomiakowi poczekać na akcje. Wiedzieliśmy o tym, że przeciwnik ma problemy z piłkami granymi za plecy obrońców i to wykorzystaliśmy. Mogliśmy zdobyć jeszcze dwie bramki w pierwszej połowie, gdyż mieliśmy sytuacje sam na sam. Trzeba było się trochę lepiej zachować bo i Roginić i Rakowski mieli te okazję. Widzieliśmy, gdzie możemy szukać swoich szans i staraliśmy się szukać tych słabości Radomiaka i je wykorzystywać – przyznał po meczu Krzysztof Brede, trener Podbeskidzia. 

Radomiak nie zamierzał jednak składać broni i do samej końcówki było bardzo nerwowo po tym jak gospodarze złapali kontakt. Gol w doliczonym czasie gry Ivana Martina uspokoił jednak szeregi bielszczan. – W drugiej połowie trochę źle zareagowaliśmy po strzeleniu bramki - daliśmy się trochę wciągnąć w chaos i to nie było dla nas korzystne. Chcieliśmy za wszelką cenę utrzymywać się przy piłce, zwłaszcza zależało nam na grze w piłkę na połowie przeciwnika, ale nie zawsze się to udawało. Szybkie przejścia do ataku - czyli to, z czego znaliśmy Radomiaka trochę napędziły przeciwników, ale mój zespół bardzo dobrze zareagował. Zwłaszcza w tym momencie, kiedy Radomiak postawił wszystko na jedną kartę i zaczął grać ofensywnie, kilka ofiarnych interwencji naszych obrońców pozwoliło nam grać spokojniej – ocenia Brede.