SportoweBeskidy.pl: Obecność trenera w Gilowicach to chyba jeszcze większe zaskoczenie, jak odejście z Żywca tuż po awansie do V ligi. Co stoi za niniejszym mariażem?

Seweryn Kosiec:
Główny powód jest taki, że moja działalność w regionie Żywca dobiegła końca. Liczę zresztą, że to koniec mojej trenerskiej tułaczki. Wiadomo, że kluby wiejskie nie zastąpią tych opartych o szkoły sportowe, ale będę mógł robić to samo, co dotychczas, lecz w jednej lokalizacji, a nie poniewierać się i mieć ciągle napięty czas. Fajnie, gdyby był to taki ostatni przystanek z kredytem zaufania od zarządu, na czele z prezesem Tomkiem Kastelikiem, z którym bardzo dobrze się znamy, na długofalową pracę z młodzieżą i zespołem seniorów. W Gilowicach jest koncepcja, żeby coś fajnego zrobić, a ja właściwie mieszkam na boisku, bo mam do niego jakieś 20 metrów.

SportoweBeskidy.pl: Przenosiny do Gilowic nie mają związku z dużymi planami i znaczącymi wzmocnieniami?

S.K.:
Pewne plany są, bo chcemy iść do przodu, a nie tylko „pykać” sobie gdzieś w środku tabeli. Praca bez aspiracji i celów zasadniczo mija się z celem. Mamy swoje ambicje i mam nadzieję, że przełożymy je na boisko. Jestem przekonany, że zmontujemy dobrą drużyną na ligowe rozgrywki. A transfery? Jeśli ktoś będzie chętny, aby przyjść do nas i pomóc, to super, ale nie jest to miejsce na opłacanie zawodników z zewnątrz. Postawimy odważnie na swoich, bo to jedyny na tym poziomie właściwy kierunek.

SportoweBeskidy.pl: A nie żal odchodzić z Żywca i świeżo upieczonego V-ligowca?

S.K.:
Zawsze szkoda i każda decyzja o odejściu z jakiegoś środowiska, gdzie czasu i serca się sporo włożyło, wywołuje zastanowienie. Ale trzeba czasem takie decyzje podejmować, takie jest życie. Nie boję się osobiście nowych wyzwań. W jakimś sensie może i idę na „łatwiznę” pod względem logistycznym, ale dobiłem do ściany i perspektywa trochę się zmieniła. Życie pokaże co będzie. Chcemy wspólnie udowodnić, że opierając się o swoich chłopaków też można coś fajnego osiągać.