Trenerzy, tak jak zawodnicy, pozostają w bezruchu. Część z nich wprowadza innowacyjne metody, jak indywidualne rozpiski czy zajęcia online. Nie ma jednak co ukrywać, to nie jest ta sama rzeczywistość, do której przywykliśmy. – Karuzela przestała się kręcić, staże trenerów w klubach się wydłużą (śmiech). A tak całkiem serio, sytuacja na naszym lokalnym rynku jest raczej stabilna, są większe problemy. Na dziś mamy jednak zawód dysfunkcyjny. Nie możemy zarabiać, pracować, mimo iż wszyscy pokończyliśmy jakieś studia czy kursy, w które zainwestowaliśmy czas i pieniądze. Pod tym względem nie widzę pomocy dla nas od rządu czy z innych źródeł. Podejrzewam jednak, że największy cios będzie dla trenerów w II i III lidze, gdzie może nie ma jakichś gigantycznych zarobków, ale jest to jedyne źródło utrzymania dla nich – mówi Wojciech Gumola, szkoleniowiec Tempa Puńców. 

Jaka więc czeka przyszłość trenerów i czy obecna sytuacja wpłynie, iż ten rynek stanie się uboższy? – To są zbyt dalekie wnioski. Myślę, że nawet jeśli nie byłoby pieniędzy w tym sporcie, ludzie dalej by szkolili. Dla wielu to jest pasja i robią to z zamiłowania. Ktoś by się wykruszył, wiadomo, lecz wbrew obiegowej opinii ludzie robią to nie dla comiesięcznej wypłaty, a dlatego, że to kochają. Podobnie byłoby u zawodników, choć wówczas wszystko odbywałoby się na zasadzie rodzinnej wycieczki rowerowej. Większą rolę odgrywałyby wówczas kwestie zawodowe – wieszczy Gumola.