Bo trudno w innych kategoriach rozpatrywać urwanie punktów ekipie z Czańca, która na wstępie rundy jesiennej zameldowała się wśród zespołów nadających ton V-ligowej rywalizacji. Czy to zapowiedź lepszych występów beniaminka? Na odpowiedź za wcześnie, aczkolwiek zasada „nowej miotły” w przypadku Podhalanki zadziałała...

Gospodarze stoczyli z wyżej notowanym przeciwnikiem zaciętą walkę. Nie odważyli się w niej co jasne na otwartą grę, ale skupieni na defensywie nie dopuszczali piłkarzy z Czańca pod własną „świątynię” na tyle często, aby przyjezdni byli w stanie strzelić gola. Zdobyli go natomiast zawodnicy z Milówki, których poczynaniami kierowali w duecie – Albert Wróbel i trener bramkarzy Dariusz Nowak. W 30. minucie na 5. metrze w zamieszaniu futbolówka dotarła pod nogi Filipa Balcarka, który skierował ją niechybnie do siatki. Szok mógł być wraz z przerwą w meczu większy, ale dogodną szansę po wrzutce F. Balcarka zmarnował Patryk Semik.

Nic sobie nie robiąc z oczywistych zakusów podopiecznych Szymona Waligóry, aby wynik wyrównać, miejscowi z boiskowych zadań wywiązywali się sumiennie. Taki stan rzeczy utrzymał się do 70. minuty, gdy Oleksandr Apanchuk przerwał niemoc LKS-u. Podhalanka wznowiła grę od środka i... strzeliła natychmiastową bramkę. I to jaką! Widząc wysuniętego z bramki golkipera gości na strzał z połowy boiska zdecydował się Kacper Gąsiorek i była to próba znakomita. Finalnie dała ekipie z Milówki premierowy punkt w obecnych rozgrywkach, bowiem napór przyjezdnych przyniósł powodzenie w 81. minucie za sprawą Andriya Apanchuka.