Nie opadły jeszcze emocje po niemiecko-polskiej batalii piłkarskiej. Z uwagi na wynik konfrontację we Frankfurcie trudno będzie wspominać po latach, choć przyznać trzeba, że długimi fragmentami Polacy na tle znakomitych mistrzów świata prezentowali się bardzo, bardzo przyzwoicie. Przytaknie temu chyba każdy obiektywny kibic. A występy Tomasza Jodłowca i Łukasza Piszczka to takie nasze beskidzkie akcenty futbolowego wydarzenia. Niestety, przyznam to z przykrością. Nie sposób było całą swoją uwagę skupić na tym meczu.

MN felieton W przededniu tak wyczekiwanej konfrontacji przeżyliśmy potężną nawałnicę z wyładowaniami pod Klimczokiem. Grzmoty ciężkie i dotkliwe. Ze skutkami długotrwałymi. O tym, że trójstronna współpraca na linii TS Podbeskidzie, miasto Bielsko-Biała i Murapol swoje wady ma wiedzieliśmy doskonale. Rzadko jednak dawano tego wyraz w oficjalny sposób. Aż do czwartku właśnie. Nie będę w tym miejscu przytaczał żadnych fragmentów wymiany zdań pomiędzy samorządem a sponsorem klubu. Zrobiono to wielokrotnie i na wszystkie możliwe sposoby. Co z tego wszystkiego wynika? Raczej nic dobrego.

Oświadczenie wydane przez władze miejskie było prawdziwym szokiem. Czymś mimo wszystko bezprecedensowym. Dowodem na to, że od dłuższego czasu nie działo się najlepiej, a konflikt i nieporozumienia narastały. Wystąpienie odczytałem osobiście nie jako próbę wyjaśnienia pewnych kwestii, lecz manifest. W małej tylko części taki, któremu można przyklasnąć. Wylewanie „pomyj” na partnera łożącego przez ostatnie lata kilka milionów na funkcjonowanie Podbeskidzia to wizerunkowo rzecz fatalna. Niezależnie od tego, jak jest naprawdę, kto ma rację i czyje zasługi są większe.

Słowa wychodzące z miasta świadczą o jednym – jest POWAŻNY PROBLEM co z Podbeskidziem zrobić. Samorząd deklaruje oczywiście, że jest skłonny pod pewnymi warunkami pozbyć się większościowego pakietu akcji spółki. Ale proszę mi wskazać firmę-sponsora, która czytając czwartkowe oświadczenie zdecyduje się zainwestować znaczącej wielkości środki finansowe w bielski klub. W dodatku nie mając realnego wpływu na działania strategiczne i prowadzoną politykę, jak miało to miejsce w przypadku Murapolu.

Innymi słowy – znalezienie możnego partnera będzie teraz zadaniem karkołomnym. Trudniejszym, niż dotychczas. Czy miasto będzie w stanie utrzymać Podbeskidzie choćby na obecnym poziomie? Nawet to może być trudne. Nie zapominajmy, że scena polityczna już w październiku może diametralnie zmienić się. A wzburzenie w bielskim środowisku tym, co dzieje się w Podbeskidziu przybrało w ostatnim czasie na sile. Całkiem słusznie swoją drogą. Wokół klubu podjęto chyba tyle samo złych decyzji, co w samym zarządzaniu klubem.

Czy Murapol faktycznie „wyjdzie” z klubu? Raczej tak. Raczej, bo nigdy do końca w takich kwestiach nie można mieć pewności. Tym bardziej, że firma ma przecież 35-procentowy udział w akcjonariacie. A to dużo. Mozolnie budowane relacje, wszystko co udało się wypracować od 2011 roku, pójdzie prawdopodobnie na marne. Szkoda! Bez względu na ocenę sponsorskiego zaangażowania Murapolu tego wsparcia będzie Podbeskidziu brakować.

Co dalej? Pewne jest, że gotowego rozwiązania nie ma nikt. Dopóki nie zmienią się pewne układy, lepiej nie będzie. Nie ma się co łudzić. Zbyt blisko klubu są dziś osoby, które nad jego dobro przedkładają własne korzyści, czy możliwość „kreowania” bielskiej piłki. Za właścicielskim przyzwoleniem.

„W Podbeskidziu pierwszym w rubryce „ubyli” powinien być prezes” – napisał w maju jeden z portali. Domagał się tego również Murapol. Prezes Wojciech Borecki mówił natomiast, że niewykluczone jest, iż sam wykupi akcje klubu i zostanie współwłaścicielem. Teraz chyba ten scenariusz najbliższy jest ziszczenia się. Nie zamierzam tego krytykować. Nie widzę w tym już sensu. Oby ostatnie wydarzenia nie były początkiem końca TS Podbeskidzie. Bo dziś tak wiele na to wskazuje. Także, jeśli klub pozostanie miejski.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl