Fakt bezapelacyjny jest taki, że gospodarze wypadli lepiej od konkurenta, a ich zwycięstwo jest rozstrzygnięciem sprawiedliwym. – Na boisku wyglądało to jednak znacznie lepiej, niż można sądzić po wyniku. W gruncie rzeczy, choć może dziwnie to zabrzmi, był to meczu wyrównany, a to, co rzucało się w oczy, to nasze frajerskie błędy – klaruje Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy.

Premierowy cios drogomyślanie przyjęli w 10. minucie po uderzeniu Damiana Getlera. Forteca wykorzystała wówczas bezwzględnie rzut rożny. Kolejny stały fragment – rzut karny z egzekucją Konrada Hasiora – bardzo mocno osłabił morale w szeregach gości, wszak był to klasyczny gol do szatni z minuty 44. Zupełnie inaczej losy potyczki mogły ułożyć się, gdyby w idealnej sytuacji z odległości 5. metrów nie spudłował w tym fragmencie spotkania Eryk Rybka...

Drugą połowę określić należy mianem katastrofy, a jak na dłoni uwidoczniła się nieobecność w składzie z powodów kartkowych Mariusza Saltariusa oraz Błażeja Bawoła. Do 65. minuty piłka w „świątyni” Błyskawicy kończyła swój lot jeszcze aż 4-krotnie, w tym 2 razy w konsekwencji stałych fragmentów, umiejętnie przez Fortecę wykorzystywanych. Jedyny powód do radości z perspektywy Błyskawicy to korekta rezultatu, jakiej w 63. minucie strzałem bezpośrednio z kornera do siatki dokonał Bartłomiej Szołtys.