O to postarali się nominalni gospodarze meczu, który z racji już zimowej aury przeniesiono odpowiednio wcześniej do Ustronia. – Do przerwy graliśmy nieźle, ale nasza zaliczka była skromna i losów spotkania nie rozstrzygała. A powinna, bo znów uwidocznił się u nas brak doświadczonego napastnika, który wspomógłby fajnie rozwijającego się Pawła Kawika. Ostateczne nasze zwycięstwo określiłbym mianem zasłużonego – zaznacza Grzegorz Łukasik, szkoleniowiec Spójni.

Wspomniany Kawik w 12. minucie, finalizując solową akcję, dał zebrzydowiczanom przewagę. Bramce strzeżonej przez Rafała Pępka zagrażali również Tomasz Cedro, Piotr Pastuszak czy Grzegorz Kopiec, natomiast „szukanie” goli było po stronie zespołu wyżej notowanego w stawce „okręgówki” mało efektywne. Goście też nie próżnowali i... też nie zachwycali. Najlepsze ich okazje to próby Grzegorza Górnego.

Walki, która przełożyła się na rezultat nie zabrakło po przerwie. W 66. minucie G. Górny wreszcie „zgrzeszył” skutecznością po wejściu z lewego skrzydła i celnym uderzeniu od obu słupków, pomimo wcale niełatwego kąta. Podział punktów jednak nie nastąpił, bo Spójnia w końcowym fragmencie strzeliła zwycięskiego gola. Od własnego pola karnego z piłką ruszył Sebastian Nowak, zagrał „klepkę” z Kawikiem, a następnie zaskoczył bramkarza ekipy ze Ślemienia, która niczym konkretnym już nie odpowiedziała. Wcześniej żałować mogła, że szarża Krzysztofa Firleja zakończyła się jego niedokładnym dograniem.

Co jeszcze z sobotniej potyczki odnotować należy? Spore niedostatki kadrowe po obu stronach, wyraźnie świadczące już o potrzebie udania się na zasłużoną zimową przerwę. Spójnia zgarniając „maksa” dobiła do granicy 20 „oczek” i zbliżyła się do środkowej strefy tabeli. Nie przeszkodził w tym nawet brak nominalnego golkipera – w tej roli awaryjnie wystąpił Dariusz Potrząsaj.