
Wicemistrzostwo i niedosyt. Awans przegrany na inaugurację?
O tym, że każdy mecz ligowy ma znaczenie dobitnie przekonali się piłkarze Tempa Puńców, którym na finiszu sezonu 2021/2022 nie jest dane w pełni cieszyć się z tego, co na przestrzeni minionych miesięcy osiągnęli.
Na ostatni mecz sezonu Tempo udało się do Rajczy, gdzie musiało wygrać, aby przedłużyć swoje szanse na mistrzostwo i liczyć zarazem, że w starciu równolegle rozgrywanym Wisła Strumień sensacyjnie ogra Błyskawicę. W obu przypadkach rozstrzygnięcie z perspektywy wicelidera rozgrywek okazało się nieprzystające do oczekiwań. – Zawsze trzeba wierzyć i mieć nadzieję, bo to jest sport. Z takim nastawieniem udaliśmy się na mecz z Sołą. Ten był pełen walki, z naszej strony z dobrą grą, ale rywal bardzo mocno się nam postawił – opowiada Michał Pszczółka, szkoleniowiec ekipy z Puńcowa.
Ta finiszowała rozgrywki „okręgówki” na 2. miejscu i to pomimo ledwie 2 przegranych meczów ligowych w całym sezonie! Kiedy awans do IV ligi został przez Tempo tak naprawdę stracony? – Na inaugurację ligi ze Skałką Żabnica (Tempo przegrało także 1:2 na wiosnę z Beskidem Skoczów – przyp. red.). To zespół, który spadł do A-klasy i po prostu trzeba było z nim wygrać, a tym samym inaczej rozpocząć sezon. Dopisując tam punkty bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji – klaruje trener Tempa.
Dodaje, że jego podopieczni bardzo dobrze wywiązali się z konfrontacji z innymi drużynami ligowej „szpicy”. Świętującą tytuł mistrzowski Błyskawicę pokonali 2-krotnie, zaś 4 punkty zgarnęli kosztem GKS-u Radziechowy-Wieprz. – W małej tabelce pewnie bylibyśmy najwyżej i w gruncie rzeczy to był udany sezon. Rywalizowaliśmy na dwóch frontach, bo i w Pucharze Polski daleko zaszliśmy. Weryfikują nas jednak ostatecznie wyniki, a efekt końcowy jest taki, że nie mamy żadnego trofeum. To powoduje, że jest duży niedosyt, choć mam też satysfakcję jako trener z tego, że wykonaliśmy kawał dobrej pracy i zrobiliśmy spory postęp – podsumowuje Pszczółka.