Mecz trzymał przede wszystkim w napięciu do ostatnich sekund, będąc nie tylko przez pryzmat „stykowego” wyniku starciem wyrównanym. Już w premierowym kwadransie działo się sporo. Volodymyr Varvarynets był bliski pokonania Dominika Syca, ale piłkę gospodarze wybili w porę z linii bramkowej. Większą precyzją wykazał się w 10. minucie Jakub Węglorz, który sfinalizował rzut rożny swojego zespołu. Piłkarze z Żywca ani myśleli dać się stłamsić. Ich odpowiedź była nie tylko szybka, ale i podwójna. W 13. minucie Mateusz Pońc wyszedł do futbolówki i wybił ją, ale wprost pod nogi Kamila Żołny, który mimo niemal 40-metrowej odległości popisał się znakomitym lobem. Na prowadzenie Stal-Śrubiarnia wyszła w 20. minucie, kiedy Szymon Habla spuentował dwójkową akcję z Mariuszem Lachem. Wobec faktu, że drogomyślanie niczego więcej nie osiągnęli w ofensywie, przerwa nastąpiła przy nikłej zaliczce miejscowych.

Przewaga, choć skromna, pozwoliła im na względną kontrolę boiskowych zdarzeń. Inicjatywa należała do Błyskawica, która zagrożenie i owszem od czasu do czasu stwarzała, ale bez najważniejszego – egzekucji pod bramką przeciwnika. Żywczanie zaś kontrowali, najbliżej powodzenia byli, gdy mimo przewagi sam akcję finalizować usiłował Jakub Pieterwas. Kiedy boiskowy zegar wskazał 90. minutę, swego dopięli podopieczni Krystiana Papatanasiu, wtórnie demonstrując zdolności w wykorzystywaniu stałych fragmentów. Wrzutka z rzutu wolnego dotarła ostatecznie do Węglorza, który mocnym strzałem wolejem wyrównał. Punkt zgarnięty „last minute” przez Błyskawicę? Nic tego...

– Wydawało się, że na przestrzeni drugiej połowy w miarę grę kontrolowaliśmy, przede wszystkim dobrze pracując w obronie. Bylibyśmy źli na siebie, gdybyśmy stracili punkty, bo uważam, że na nie zasłużyliśmy – przyznaje Adrian Kopacz, szkoleniowiec ekipy z Żywca, która w doliczonym czasie wróciła na prowadzenie, by dowieźć je do końcowego gwizdka. W 92. minucie dośrodkował z rzutu rożnego Żołna, a najsprytniej w sytuacji przed bramką zachował się Konrad Korczak.