Cztery gole, które dziś Spójnia zaaplikowała piłkarzom katowickiej "okręgówki", to najniższy z możliwych wymiarów kary. - Bardzo ciesze się, że zagraliśmy na zero z tyłu, a w przodzie zdobyliśmy cztery bramki. Okazji do strzelenia kolejnych było jednak kolejnych sześć - mówi nam  więc nie w pełni usatysfakcjonowany Jarosław Zadylak, szkoleniowiec IV-ligowca, który dzisiejszy sparing rozpoczął z wielkim animuszem. 

Wynik potyczki z Uranią Ruda Śląska otworzył na wstępie pierwszej połowy, powracający do Landeka Tomasz Zyzak, który wymanewrował golkipera rywali na przed polu i posłał futbolówkę do pustej siatki. Chwil kilka później kolejny "kamyczek do ogródka" dorzucił Damian Sanetra ładnym, mierzonym uderzeniem po dalszym słupku. Trzecia - i chyba najładniejsza ze wszystkich - bramka padła tuż przed przerwą. Zyzak ustrzelił "dwupaka" po wzorowej akcji całego zespołu. - To była po prostu akcja koronkowa. Tak chcemy grać - skomentował krótko Zadylak. Trener, mający za sobą piłkarską przeszłość m.in. w GKS-ie Tychy, ręce w geście radości wznieść raz jeszcze mógł po zmianie stron. Bowiem właśnie wtedy nastąpiło ustalenie sparingowego rezultatu. Mateusz Bernat ładnie rozciągnął do skrzydła, Robert Pawlak zagrał wzdłuż pola karnego, a kropkę nad "i" postawił nowy nabytek klubu - Adam Grygier. Tym samym licznik goli Spójni zatrzymał się na czterech, choć mógł, a wręcz powinien, na nieco większej liczbie. Po co jednak te małe "grzeszki" piłkarzom IV-ligowca w okresie przygotowawczym wypominać?