Rehabilitacji czas
Serię trzech porażek z rzędu przełamała Spójnia Landek, która w ważnym spotkaniu pokonała innego beskidzkiego przedstawiciela w IV lidze, Tempo Puńców.
- Cieszymy się bardzo z tej wygranej. Potrzebowaliśmy tych trzech punktów zarówno w wymiarze mentalnym, jak i patrząc przez pryzmat sytuacji tabeli. Uważam, że wygraliśmy zasłużenie, gdyż wyeliminowaliśmy atuty rywala - zauważa Mateusz Wrana, trener Spójni.
Bardzo oszczędne były obie ekipy jeśli chodzi o sytuacje bramkowe, jednak to Spójnia dłużej się utrzymywała przy piłce. To zaowocowało próbą Miłosza Misali po podaniu Wojciecha Pisarka, lecz ten pierwszy w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza Tempa. Dobrej okazji nie wykorzystał też Damian Zajączkowski. Skuteczniejsi o tę jedną bramkę byli puńcowianie, którzy w 37. minucie objęli prowadzenie. Michał Tobiasz wewnętrzną częścią stopy zamknął dogranie od Jakuba Legierskiego i Tempo schodziło na przerwę z jednobramkową zaliczką.
To została roztrwoniona zaraz po przerwie. Kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu drugiej części Bartosz Rutkowski zagrał wzdłuż pola karnego, co golem sfinalizował Misala i ponownie mieliśmy remis. Spójnia jednak lubi strzelać w samych końcówkach i po raz kolejny landeczanie udowodnili to w tym spotkaniu. W 85. minucie Koki Togitani wykorzystał stratę Michała Pszczółki i w pojedynku "oko w oko" z golkiperem gości zachował zimną krew, zdobywając bramkę na wagę trzech punktów dla Spójni.
- Jest spory niedosyt. Przegraliśmy przez mój błąd indywidualny i popełniając takowe ciężko myśleć o dobrym wyniku - powiedział niepocieszony grający trener Tempa.