Wczoraj informowaliśmy o decyzji podjętej przez Grzegorza Wieczorka, który nie będzie się ubiegał o funkcję prezesa Przełomu Kaniów w kolejnej kadencji. Dzisiaj, w ramach STREFY WYWIADU, prezentujemy rozmowę z Wiesławem Kucharskim, trenerem od lat związanym z Przełomem, trenerem, który w trudnych warunkach rok w rok melduje się z drużyną w czołówce a-klasowych rozgrywek. kucharski wiesław SportoweBeskidy.pl: Jest pan obecnie najdłużej pracującym trenerem w A-klasie w jednym klubie. Jak pan trafił do Przełomu? Wiesław Kucharski: W 2007 roku po raz drugi objąłem zespół. Wcześniej prowadziłem seniorów Przełomu, ale w pewnym momencie do klubu zgłosił się trener z zapleczem finansowym, podziękowano mi wtedy za pracę. W sezonie 2006/2007 drużyna spadła z „okręgówki”, rozsypała się, odszedł trener, zniknął sponsor. Po trzech kolejkach zespół był na ostatnim miejscu w A-klasie, zdecydowałem się wtedy, za namową ówczesnego prezesa, wrócić do klubu. W kolejnym sezonie wywalczyliśmy trzecie miejsce. Utrzymujemy się w czołówce A-klasy od tego momentu.

SportoweBeskidy.pl: W jaki sposób udaje się panu utrzymać powtarzalność wyników na poziomie amatorskim? W.K.: Od lat jesteśmy w „czubie” ponieważ w drużynie jest kolektyw. Nie ma kłótni, bijatyk, chamskich dogadywań. Miałem w ciągu tych siedmiu lat dwóch zawodników, którzy źle wpływali na atmosferę w zespole. Ich umiejętności piłkarskie nie miały dla mnie znaczenia, podziękowałem im za współpracę. Bez kolektywu nie ma drużyny, to jest ważniejsze od pieniędzy. Mam zaufanie do swoich zawodników, oni mają do mnie. Atmosfera jest dobra, pomimo mojego charakteru. Krzyczę po chłopakach w trakcie treningów, podczas meczów, ale z ich strony nie ma żadnej nerwowości, obrażania się. Mam świetny zespół, za którym poszedłbym w ogień. Za moich czasów w Kaniowie pieniędzy nigdy nie było, był kolektyw. Zajmowaliśmy drugie, trzecie miejsca, na więcej nie było nas stać. Siedem, sześć lat temu, piłkarze dostawali 20, 30 złotych za wygrany mecz, niektórzy za dojazdy i treningi. W tej chwili nie dostają ani złotówki za grę, treningi czy dojazdy. Z roku na rok pod tym względem jest coraz gorzej.   

SportoweBeskidy.pl: Skąd pan czerpie motywację do tego, aby motywować do gry zawodników, którzy żadnych profitów materialnych z tego nie czerpią? Wiadomo, że dzisiaj nie każdy chce grać za „darmochę”, już w A-klasie zawodnicy liczą na zwrot kosztów dojazdu czy niewielką premię meczową. W.K.: Gramy dla siebie, ja, kierownik i drużyna. Przyznać muszę, że niektórzy członkowie zarządu nieprzychylnie na nas patrzą, ponieważ osiągamy za dobre wyniki. Jestem ambitny, jako piłkarz nie lubiłem przegrywać, to się nie zmieniło. Od trzech lat gramy praktycznie w tym samym składzie, tak jak wspomniałem, dla siebie. Dominik Domka kupił niedawno paliwo do kosiarki, skosiliśmy boisko, Michał Szyma kupił odżywki witaminowe. Zawodnicy sami tworzą sobie warunki do funkcjonowania. To nas wszystkich motywuje.

wieslaw kucharski

SportoweBeskidy.pl: Pana zdaniem poziom w A-klasie obniża się. Co wpływa na taki trend? W.K.: Poziom bielskiej A-klasy od czterech, trzech lat obniża się. Być może narażę się osobom prowadzącym kluby, ale moim zdaniem ligę i poziom niszczą pieniądze, które otrzymują zawodnicy. Za moich czasów w „okręgówce” czy A-klasie grało się za darmo. Pieniądze zaczynały się od III ligi, czasami od IV. Teraz jest inaczej, pieniądze pojawiają się na niższych szczeblach. W niektórych zespołach część drużyny dostaje pieniądze, część nie. To rodzi podziały, wpływa na atmosferę i kolektyw. Sprowadza się do zespołów zawodników z innych klubów za pieniądze, w ten sposób chce się robić awans. Później odbija się na na kondycji finansowej klubu. Sponsor odchodzi i trzeba wszystko odbudowywać. Proponuję 15-, 16-latkowi grę w seniorach, a on mnie pyta za ile. Ostatnio namawiałem na treningi z pierwszym zespołem bramkarza, który jest jeszcze juniorem. Stwierdził, że mam mu zapewnić pozycję numer jeden. Brak młodzieży, to drugi problem. Niektóre kluby zaniedbały szkolenie. Winę ponoszą zarówno prezesi, jak i władze gminne, które w zbyt małym stopniu wspierają proces szkolenia. Nie ma młodzieżowców, a w każdym meczu na poziomie A-klasy muszą grać. U nas juniorzy wolą występować w juniorach, do mnie na treningi nie chcą przychodzić. Taką dzisiejsza młodzież ma mentalność. 

SportoweBeskidy.pl: W takich warunkach Przełom jest w stanie rywalizować o mistrzostwo z Sołą Kobiernice, która pod względem organizacyjnym prezentuje się zdecydowanie lepiej? W.K.: Wspominałem kiedyś na łamach Sportowych Beskidów, że gramy o mistrzostwo, ale nie o awans. Wiosną pokazaliśmy, że stać nas na pierwsze miejsce. W zespole jest wielu doświadczonych zawodników. Nie wiedziałem, jak zareagują na zmianę systemu gry. Do tej pory preferował grę z wchodzącym w obronę defensywnym pomocnikiem. Całą minioną rundę graliśmy natomiast w defensywie linią. Fajnie to wyglądało, zaczęliśmy więcej operować piłką. Dodać muszę, że gdyby Robert Jurczyga więcej trenował i był na każdym meczu, to mielibyśmy więcej punktów i więcej zdobytych bramek. W trakcie rundy zaliczył pięć treningów. Można powiedzieć, że jest w pewnym sensie fenomenem, bo bez treningów gra bardzo dobrze. Potrafi dograć, wykończyć akcję. Jego pasją jest wędkarstwo, więcej czasu poświęca obecnie na rybki. Jeśli nie dojdzie w zespole do większych zmian, jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, powalczymy z Sołą. Nie wiem jednak co przyszły rok przyniesie. Nie wiem czy przystąpimy do rundy rewanżowej, nie mogę wykluczyć żadnego rozwiązania. Jeśli nie znajdzie się jakiś sponsor, to po zakończeniu sezonu klub może się posypać. Być może grupy młodzieżowe będą funkcjonować, ale przyszłość seniorów stoi pod dużym znakiem zapytania. Wątpię w to, że znajdzie się ktoś, kto zainwestuje w klub. Nie chce być złym prorokiem, ale jeśli ja odejdę, to tej drużyny nie będzie, zawodnicy odejdą razem ze mną. Osób w zarządzie jest piętnaście, większość z nich nie przejawia żadnej inicjatywy. Młodemu prezesowi nikt nie chce pomóc. Na przełomie stycznia i lutego są wybory, nie wiadomo, czy nowy zarząd uda się powołać. Statek tonie, kapitan schodzi ostatni, a orkiestra, tak jak na Titanicu, gra do końca. Orkiestrą jest drużyna seniorów. Rozmawiałem z chłopakami po zakończeniu rundy jesiennej. Przystąpimy do treningów, rozpoczniemy okres przygotowawczy. Pomimo problemów zamierzamy dociągnąć do czerwca, dokończyć sezon.

SportoweBeskidy.pl: Nie od dziś wiadomo, że jest pan trenerem żywiołowo reagującym na boiskowe wydarzenie, często polemizuje z arbitrami. Poziom ich pracy rośnie? W.K.: Jestem na sędziów uczulony. Jeszcze się nie urodziłem, a już tak było (śmiech). To widać po zawieszeniach. Natomiast szanuję ich pracę, rozumiem, że błędy się zdarzają. Niestety są tacy sędziowie, którzy umyślnie prowadzą zawody przeciwko mojej drużynie. Znamy się, a mimo wszystko robią mi pod górkę. Nie lubię wymian, czyli arbitrów ze Skoczowa i Żywca, zawsze chciałbym mieć trójkę z Bielska-Białej.

SportoweBeskidy.pl: Wynik są, obiekt jest, kibice na meczach Przełomu licznie się pojawiają. Brakuje tylko sponsora, osoby, która zainwestowałaby w klub, w drużynę seniorów. W.K.: Warunki w Kaniowie są dobre. Klub dysponuje dwoma boiskami, jest sekcja rybacka, tak nazywam naszych wędkarzy, z którymi nie zawsze się zgadzamy. Na mecze przychodzą kibice, moim zdaniem najwięcej w całej A-klasie. Co sezon zespół robi dobry wynik. Brakuje na pewno wsparcia ze strony gminy. Wójt obiecał, że kupi drużynie wodę do picia po treningach, nie kupił. Przed wyborami samorządowymi pojawiły się głosy, że jako klub dostaniemy pieniądze na remont budynku, miał się rozpocząć w listopadzie. Bestwinka dostała pieniądze kilkanaście lat temu, Bestwina kilka lat temu, Przełom dotąd nie dostał. Dzięki temu miał się poprawić standard klubowego obiektu. Pojawia się także problem z oddanym do użytku osiem lat temu boiskiem, ponieważ zapada się. Kopalnia pod boiskiem otworzyła chodnik górniczy. Zbliża się zima, mamy w Kaniowie halę sportową, już w kwietniu zgłosiliśmy zapotrzebowanie na treningi, naszą prośbę odrzucono. Wójt z fachowcami z gminy podzielili dostęp do sali. Dostaliśmy jako Przełom sześć godzin w tygodniu do podziału na nasze cztery drużyny. Podziękowałem za takie rozwiązanie. Udałem się do pani dyrektor szkoły w Bestwinie. Tam będziemy zimą trenować, raz na orliku, dwa razy na sali. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że Kaniów jest marginalizowany w przeciwieństwie do innych klubów z naszej gminy. Może nam zazdroszczą wyników, które osiągamy pomimo trudnych warunków, bez wsparcia? Wpłynęło niedawno do klubu pismo, wokół którego zrobiło się sporo szumu. Poinformowano nas, że dotacje na trenerów szkolących dzieci i młodzież zostaną zlikwidowane, a dofinansowanie na zakup m.in. sprzętu dla tych grup obniżone. W skali roku to jest 10 tysięcy złotych. W Bestwinie, Bestwince i Kaniowie funkcjonują kluby gminne, nie prywatne, szkolą młodzież. Na seniorów nigdy nie było pieniędzy z gminy, nigdy nie będzie, to jest normalne. Trzeba szukać sponsorów. Na młodzież pieniądze powinny być.

SportoweBeskidy.: Pokłosiem wspomnianego szumu wokół decyzji odnośnie obniżenia wsparcia dla klubów ze strony gminy jest zapowiedziane przez Grzegorza Wieczorka odejście. Nie będzie się ponownie ubiegał o stanowisko prezesa. Jak pan odebrał jego decyzję? W.K.: Tak jak mówiłem, co się wydarzy na przełomie stycznia i lutego ciężko przewidzieć. Obawiam się, że zarząd może się nie zawiązać. Nikt nie będzie chciał na swoje barki wziąć ciężaru i ryzyka. Boję się, że to może oznaczać koniec. Dojdzie do bezprecedensowej sytuacji. Pierwszy zespół na półmetku rywalizacji nie przystąpi od rundy rewanżowej. Prezesowi Wieczorkowi nie dziwię się. Jest młody, chciał zrobić coś dla klubu, ale dużo osób kopało pod nim dołki, niewielu działaczy chciało pomóc. Podjął decyzję, którą szanuję. Może dzięki temu ktoś zwróci uwagę na sytuację klubu.   

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. W.K.: Dziękuję.

kicharski przelom Rozmawiał: Krzysztof Biłka