Do dziś LKS Czaniec pozostawał niepokonany nie tylko w kampanii tegorocznej, ale i w całych rozgrywkach jako gospodarz. Ale... – Każda seria kiedyś musi się skończyć. Taki jest sport – rozpoczyna trener najlepszego z beskidzkich IV-ligowców Szymon Waligóra.
 



O dziwo ekipa z Czańca w mecz weszła nad wyraz ospale, co też goście skrzętnie wykorzystali za sprawą otwierającego wynik w 12. minucie efektownym strzałem z okolic 18. metra Filipa Gajdy. Na stratę miejscowi nie zareagowali, jak na jedną z czołowych drużyn w stawce przystało. – Byliśmy wyjątkowo ospali. Nie potrafiliśmy stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką przeciwnika – kontynuuje szkoleniowiec gospodarzy.

Scenariusz drugiej połowy nie przyniósł żadnych istotnych zmian. Jasieniczanie wzorcowo wywiązywali się z zadań defensywnych, rozbijając ataki futbolistów LKS-u. Jedyne sensowne szanse na wyrównanie miał Sebastian Wiśniowski – wpierw chybił z 8. metra, by z jeszcze bliższej odległości nie dopełnić formalności głową.