Co ciekawe, w spotkaniu o dużym ciężarze gatunkowym Seweryn Caputa nie mógł skorzystać z usług swoich stoperów, Michała Iwanka Marusza Piątka. Dodatkowo do listy nieobecnych trzeba było dopisać Kacpra Jakubca Łukasza Łodzianę. Jak miało się okazać, duży wpływ na przebieg rywalizacji miała przede wszystkim absencja środkowych obrońców.

 

Najbardziej doniosłym momentem pierwszej połowy spotkania była akcja z 28. minuty. Szymon Kowalczyk próbował zagrać wybitą przez obrońców gospodarzy piłkę głową do Radosława Pietrasika, ale zrobił to zbyt lekko. Zza jego pleców wybiegł Bartosz Wojtków, który wykorzystał "prezent" i pokonał bramkarza gości w sytuacji sam na sam. Ze strony przyjezdnych próbowali m.in. Kajetan LachMarcin Marciniak, ale bezbłędnie w bramce Wisły sprawował się Bartosz Grabowski. Szczególnie dogodną sytuację zmarnował Marciniak, który otrzymał podanie na 20. metrze od... golkipera gospodarzy. Napastnik uderzył bez namysłu, a piłka minęła o centymetry słupek.

 

Po przerwie przegrywający goście, by myśleć o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, musieli podjąć większe ryzyko. Przeszli na system z trójką obrońców i stawiali większy nacisk na akcje w ofensywie. Narazili się przez to na groźne kontrataki miejscowych. Co ważne dla Wisły, w najlepszym z możliwych momencie niemoc strzelecką przełamał Jakub Puzoń, który zakończył mecz z 2 golami na koncie. Najpierw w 70. minucie zdobył gola w sytuacji sam na sam po prostopadłym podaniu Wojtkowa, a kolejne trafienie dołożył na 2. minuty przed końcem regulaminowego czasu gry po indywidualnej akcji. Wynik mógł być jeszcze okazalszy, ale rzutu karnego po faulu na Puzoniu nie wykorzystał Marcin Urbańczyk, który strzelając w środek bramki nie zdołał pokonać Pietrasika.

 

- Choć wynik może na to wskazywać, to wydaje mi się, że nie byliśmy dziś słabszym zespołem. Sami możemy sobie pluć w brodę, bo na tak ważny mecz pojechaliśmy osłabieni absencjami kluczowych zawodników. Nie załamujemy się po porażce, przed nami jeszcze kilka ważnych spotkań, ale jeśli będziemy wyglądali w nich słabo, jeśli chodzi o frekwencję zawodników, to będzie nam ciężko o punkty - powiedział po spotkaniu Piotr Raczek, prezes LKS-u Leśna.

 

- Przede wszystkim chciałbym podziękować moim zawodnikom za to, że wytrzymali presję towarzyszącą temu spotkaniu. To był typowy mecz o 6 punktów, który może w ostatecznym rozrachunku zadecydować o utrzymaniu. Nie musiałem mówić chłopakom w szatni, jak ważny to mecz, bo każdy z nich był tego świadomy. Musieliśmy wygrać i zrobiliśmy to. Liga jeszcze trwa i trzeba do końca walczyć o punkt .- podsumował Szymon Stawowy, szkoleniowiec zwycięskiej drużyny.