– To była kwintesencja całej naszej gry w rundzie jesiennej. Może zabrzmi to, jak herezja, ale piłkarsko naprawdę nie byliśmy gorsi od przeciwnika – mówi naszemu portalowi po przegranej... 2:6 z GTS Bojszowy, szkoleniowiec Wisły Ustronianki, Mirosław Szymura.

Drzewiarz Jasienica - Wisla Ustronianka_32

Określić postawę piłkarzy Wisły Ustronianki jako grę w „kratkę” w trakcie mijającej z wolna jesieni, to jakby nic nie powiedzieć. Wiślanie doznali w sobotę trzeciej w tym sezonie klęski. Wcześniej dotkliwie „obeszli się” z czołową drużyną poprzedniego sezonu piłkarze z Jastrzębia, którzy w Wiśle wygrali 5:0 oraz pszczyńska Iskra, gromiąc wiślan w roli gospodarza 7:0. Wydawało się, że po efektownej wygranej 4:2 w Pszowie zespół trenera Mirosława Szymury powrócił na właściwe tory i finiszuje bardzo przyzwoicie. Po myśli wszystko układało się jednak przez pierwsze 10 minut potyczki 15. kolejki przeciwko ekipie GTS-u Bojszowy. Szybko gospodarze objęli prowadzenie 2:0 i... – Nie ma słów na to, co działo się później. Nasi obrońcy i bramkarz popełniali błędy trampkarskie. Mecz rozpoczął się raz jeszcze w 18. minucie, kiedy w odstępie minuty bojszowianie zdobyli dwa gole po naszych pomyłkach. A wydawało się po strzeleniu dwóch goli, że będzie formalnością odniesienie zwycięstwa – wspomina niepocieszony szkoleniowiec Wisły Ustronianki.

Gdy po raz kolejny przyjezdni pojawili się pod bramką Wisły odnotowali trafienie numer trzy, wykorzystując złe ustawienie obrońców przy kornerze. Przed przerwą GTS zdobył jeszcze czwartą bramkę, zupełnie rozbijając miejscowych. Podczas pauzy w szatni wiślan było zatem „gorąco”, a po powrocie na murawę zanosiło się na ciąg dalszy emocji. – Pierwsze minuty dały nadzieję, bo graliśmy bardzo agresywnie i wydawało się, że możemy odwrócić losy meczu. Jestem przekonany, że gdybyśmy strzelili trzeciego gola, to tak by się stało. Dokonywaliśmy jednak złych wyborów pod bramką rywala. Nie jest natomiast tak, że nic nie graliśmy! – zaznacza trener Szymura.

Faktem jest jednak, że to goście podwyższyli prowadzenie w 54. minucie, a w samej końcówce „dobili” beskidzkiego czwartoligowca, który doznał zaskakująco wysokiej porażki. – Nie tak wyobrażałem sobie zakończenie jesieni na własnym boisku. To może brzmieć niedorzecznie, ale mogliśmy ten mecz... wygrać! Piłkarsko nie byliśmy gorsi od przeciwnika – tłumaczy opiekun piłkarzy z Wisły.