Obie ekipy dzieli spora różnica w tabeli. Beskid plasuje się na najniższym stopniu podium, natomiast Wisła zajmuje 12. miejsce i zamieszana jest w walkę o utrzymanie. Ekipa ze Strumienia pokazała się jednak z solidnej strony na tle wyżej notowanego rywala... przynajmniej do momentu straconej bramki i gry w 11 na 11 zawodników. 

 

Początek starcia nie zwiastował w żaden sposób, że strumienianie będą schodzić w końcowym rozrachunku z wysoką klęską na koncie. Już w 1. minucie defensywę gospodarzy strzałem głową postraszył Marcin Urbańczyk. Następnie to piłkarze Beskidu mieli swoje dobre okazje, za sprawą prób Adriana SikoryJakuba Małkowskiego. W 22. minucie doczekaliśmy się trafienia. Na prowadzenie zespół Wisły wyprowadził Bartosz Wojtków. Doświadczony napastnik dobrze odnalazł się w zamieszaniu po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. 

 

Zdenerwowani takim obrotem spraw skoczowianie ruszyli do ataku, choć przez początkowy okres "nawałnicy" bez zarzutów ze swoich obowiązków spisywała się defensywa przyjezdnych. W końcu jednak Beskid dopiął swego. W 42. minucie Krzysztof Surawski zamienił na gola rzut karny podyktowany za faul na Sikorze. 120 sekund później miejscowi już Beskid prowadził, gdy Michał Szczyrba przytomnie doszedł do niefortunnie odbitej piłki przez bramkarza. Druga część meczu jawiła się więc iście ciekawie... 

 

Emocji - owszem - nie zabrakło, ale były one dość jednostronne. W 48. minucie zawodnik Wisły, Krystian Tekla ujrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. To zupełnie podcięło "skrzydła" zawodnikom ze Strumienia. Już w 51. minucie dobrze rozegrany korner trafieniem spuentował Cezary Ferfecki. W 53. minucie Damian Szczęsny golem zakończył efektowną "solówkę", a chwilę później Marcin Jaworzyn na wślizgu ulokował piłkę "w siatce". Te kilka minut "szoku" miały istotny wpływ na losy spotkania. Od 60. minuty obie drużyny grały w "10", gdy tym razem boisko opuścił Małkowski. 

 

Strumienianie nie wykorzystali jednak tego stanu rzeczy, aby zredukować rozmiary porażki, a wręcz przeciwnie. W 81. minucie Szczęsny wygrał pojedynek sam na sam z bramkarzem gości, a wynik na 7:1 ustalił Bartosz Szołtys.