– Każdy scenariusz był w tym meczu możliwy, stąd końcowe rozstrzygnięcie określiłbym mianem sprawiedliwego – mówi Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, która straciła w Żywcu pierwsze punkty w obecnym sezonie.

W osiągnięciu remisowego wyniku rolę nie do przecenienia odegrali sami gospodarze, którzy niedawnemu IV-ligowcowi poprzeczkę zawiesili wysoko. Zresztą już w 7. minucie Mateusz Pońc musiał sięgać „za kołnierz”, wszak z łatwością gola strzelił Rafał Hałat idealnie obsłużony przez Kamila Żołnę. Po upływie kwadransa faworyt inicjatywę przejął, ale nie znalazło to przełożenia na „fanty”. Przyjezdni egzekwowali kilka groźnych stałych fragmentów, przy których jak w ukropie uwijał się Dominik Syc.

Emocje na dobre rozgorzały po pauzie. W 59. minucie wrzutki Dominika Szczęcha nie zaprzepaścił Krzysztof Koczur i tak to drogomyślanie wreszcie swego dopięli. W 70. minucie kibice Błyskawicy w zwycięstwo swoich ulubieńców mogli uwierzyć, bo Żołna za „pyskówkę” został wyrzucony z boiska przez rozjemcę zawodów. To zdarzenie nie wpłynęło jednak ożywczo na poczynania gości... – Rozluźniliśmy się myśląc najwyraźniej, że mecz już wygra się sam. Nadzialiśmy się na kontrę i znaleźliśmy się w tarapatach – opowiada Papatanasiu.

Żywczanie wypracowali sobie rzut wolny w minucie 80., a precyzyjny strzał Łukasza Tymińskiego z okolic 25. metra wpadło do celu. I tylko sobie beniaminek „zawdzięczać” może fakt straty punktów. Na finiszu 2 razy z najbliższej odległości spudłował Kacper Baron, także rajd Szymona Habli winiec zakończyć się trafieniem podwyższającym łupy Stali-Śrubiarnia. Kiedy sekundy dzieliły gospodarzy od arcyważnej wygranej Daniel Krzempek z lewego skrzydła dograł do Bartosza Szołtysa, który rzutem na taśmę uratował swój zespół po meczu ciekawym i swoim przebiegiem mimo wszystko zaskakującym.