Choć z pewnością nie można powiedzieć tego o pierwszej połowie tego spotkania. Wszystko, co najważniejsze i najbardziej interesujące dla sympatyków piłki nożnej na poziomie IV ligi wydarzyło się po przerwie. – Podczas premierowych 45. minut zarówno my, jak i goście dobrze broniliśmy dostępu do własnych bramek i nic interesującego się nie działo – podsumował Szymon Waligóra, szkoleniowiec gospodarzy.

 

Druga odsłona nie należała z początku do najbardziej udanych dla miejscowych zawodników. Lider potwierdził, że nie znajdował się na szczycie tabeli przez przypadek i zaaplikował gospodarzom 2 bramki. Obie padły po dośrodkowaniach w pole karne, kiedy to defensywa LKS-u albo za krótko wybijała piłkę, albo gubiła krycie. Komfortowe prowadzenie Polonii nie załamało piłkarzy z Czańca – wręcz przeciwnie, kolejny raz potwierdzili, że nie brakuje im charakteru. Dość wspomnieć, że przed stratą gola w idealnej sytuacji znalazł się Andriy Apanchuk, ale nie zdołał pokonać bramkarza gości. Bramka kontaktowa padła w 83. minucie, kiedy to Rafał Halat dośrodkował w pole karne, a Bartłomiej Borak bezbłędnie wykończył głową podanie kolegi z zespołu.

 

Dodatkowo, goście musieli radzić sobie w osłabionym składzie, gdy jeden z zawodników otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę za dyskusję z arbitrem. Miejscowi wykorzystali przewagę w 92. minucie i wyrównali – za niewykorzystaną „setkę” zrehabilitował się A. Apanchuk. Co ciekawe, gospodarze mogli lidera nawet pokonać, ale próba Hałata z... rzutu rożnego trafiła w poprzeczkę.

 

Przyjechał do nas lider i byliśmy bardzo zmotywowani. Po stracie gola na 0:2 zobaczyłem LKS Czaniec taki, jaki chciałbym widzieć zawsze. Moim zawodnikom należą się gratulacje, ponieważ wzorowo zareagowali na stratę bramek, wyrównali, a nawet mogli wygrać – powiedział po meczu trener gospodarzy.