Aż 18 wykonywanych kornerów, mnóstwo rzutów wolnych z bocznego sektora i wrzutek w pole karne Beskidu czy też przewaga w aspekcie posiadania piłki. Do tego zdobyte prowadzenie i najlepsza dziś okazja, aby je podwyższyć – konkretnie uderzenie Damiana Chmiela w poprzeczkę – nic dziwnego, że w Łękawicy końcowe rozstrzygnięcie meczu przyjęto z niedosytem. – I to olbrzymim! Strzeliliśmy gola, kontrolowaliśmy przebieg spotkania, mieliśmy inicjatywę i nękaliśmy przeciwnika licznymi dośrodkowaniami. Fakt, że rywal był na tyle dobrze zorganizowany, że nie dochodziliśmy do zbyt wielu czystych sytuacji, ale mieliśmy wszystko w swoich rękach, aby zanotować zwycięstwo – tłumaczy Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec Orła.

Nastroje w szeregach Beskidu? Zgoła odmienne. – Czujemy zadowolenie z punktu, wywalczonego po ostrym i zaciętym meczu. Jako trener cieszę się z dobrej realizacji założonego planu. Odpowiedzieliśmy na bramkę Orła i na trudnym terenie podjęliśmy rękawicę – mówi prowadzący skoczowian Bartosz Woźniak.

Obie połowy drużyny zwieńczyły z identycznym dorobkiem goli. W 27. minucie po wrzutce Chmiela z rzutu rożnego piłkę do siatki skierował Filip Moiczek, choć w trafienie otwierający wynik poważnie „zamieszany” był również zawodnik Beskidu Jakub Kawulok. Goście wyrównali tuż przed zejściem do szatni. Indywidualną akcję wykonał Krzysztof Surawski, którego uderzenie z dystansu wzbudziło wszechobecny podziw świadków sobotniej rywalizacji. Druga część z kolei zdobyczy żadnej z ekip nie przyniosła. Szanse Orła to m.in. strzał Moiczka w boczną siatkę w 65. minucie czy Chmiela z rzutu wolnego z dobrą interwencją Konrada Krucka, po przeciwnej stronie próbowali bez efektu m.in. Michał SzczyrbaJakub Krucek.