- Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz. Po spotkaniu mogę śmiało stwierdzić, że w Milówce jeszcze niejeden zespół straci punkty. Wygraliśmy stałymi fragmentami, ale wynik mógł być w dwie strony - mówi szkoleniowiec Beskidu, Bartosz Woźniak. 

 

Spotkanie dobrze ułożyło się dla skoczowian. W 11. minucie Krystian Dudajek dobrym dograniem z rzutu wolnego obsłużył Cezarego Ferfeckiego, który ładnym uderzeniem ulokował piłkę w siatce. Nieco ponad kwadrans później mógł być remis. Ferfecki faulował Kacpra Gąsiorka, zdaniem gości przed polem karnym, lecz sędzia finalnie dopatrzył się "11". Tej szansy nie wykorzystał jednak Grzegorz Zawada, który został zatrzymany przez Konrada Krucka. Zespół z Milówki najlepszy fragment odnotował w końcówce pierwszej części, gdzie dwukrotnie przed szansą stanął Mateusz Balcarek. Wpierw golkiper Beskidu poradził sobie z jego strzałem, a następnie przegrał pojedynek "oko w oko". 

 

Dobra gra Podhalanki była kontynuowana po zmianie stron, lecz znów zawodziła w tej ekipie skuteczność. Czego nie można powiedzieć o Beskidzie. W 60. minucie znów na listę strzelców wpisał się Ferfecki, ponownie po stałym fragmencie egzekwowanym przez Dudajka. To wyraźnie podcięło skrzydła Podhalance. W samej końcówce Beskid miał dwa rzuty karne. W przypadku pierwszego pomylił się Ferfecki, a w drugim "11" zmarnował Krzysztof Surawski. W doliczonym czasie gry szansę na gola kontaktowego po stronie Podhalanki miał Michał Gluza, lecz i tym razem zabrakło "tego czegoś". 

 

- Mieliśmy dziś argumenty ku temu, aby się przełamać. Niestety, po raz kolejny się nie udało. Pozostaje pokora i ciężka praca - mówi niepocieszony trener Podhalanki, Sebastian Gierat.