To goście, którzy bynajmniej faworytem nie byli, zanotowali lepszy start meczu, a już w 5. minucie Konrad Krucek bronić musiał strzał Piotra Motyki z rzutu wolnego. Niebawem Motyka raz jeszcze, a do tego Patryk Semik „zatrudnili” golkipera Beskidu. Skoczowianie odgryźli się de facto poważniej tuż przed upływem 2 kwadransów, gdy Wiesław Arast sparował uderzenie Adriana Borkały. Nie zmieniło to jednak obraz wydarzeń korzystnego z perspektywy ekipy z Milówka, która w 35. minucie objęła prowadzenie. W sytuacji sam na sam K. Krucka pokonał Motyka. Nie był to ostatni cios dla Beskidu. Tuż przed pauzą Motyka asystował Krzysztofowi Stańko, który wprawił miejscowych w nie lada konsternację.
 



O dziwo po powrocie drużyn na murawę szaleńczych ataków Beskidu jego kibice się nie doczekali. Za to w 60. minucie losów potyczki omal nie rozstrzygnął Motyka, który ostemplował słupek. Dopiero w 70. minucie Damian Szczęsny wykazał się świetnym dograniem z rzutu wolnego, z którego skorzystał Arkadiusz Trybulec. Wówczas podopieczni Bartosza Woźniaka zwietrzyli szansę na rychłe odrobienie dystansu do rywala w całości, co też ziściło się w 79. minucie. Próbę Borkały golkiper Podhalanki obronił, ale nic do powiedzenia nie miał wobec poprawki Szczęsnego. Piłkarze Beskidu na wyrównanie zresztą solidnie zapracowali, bo pomiędzy opisanymi trafieniami wypracowali sobie kilka dogodnych okazji.

Przechylić szali na swą korzyść gospodarze jednak nie zdołali, choć na finiszu konfrontacji usiłowali tego dokonać. Przyjezdni natomiast nieco opadli z sił, skupiając się na dowiezieniu korzystnego rezultatu, przerywającego imponującą zwycięską passę skoczowian w tej rundzie.