- To był mecz walki, w dużej mierze "pozamykany", a my w nim okazaliśmy się skuteczniejsi - przyznaje Krzysztof Bąk, szkoleniowiec zespołu z Wilkowic, który wygraną nad Beskidem zapewnił sobie w premierowych 45. minutach potyczki. W 12. minucie gospodarze przejęli piłkę niedaleko za polem karnym, a Maciej Marzec przytomnie dograł do Dominika Kępysa, który otworzył rezultat spotkania. Tuż przed zejściem obu ekip do szatni kombinacyjną akcję rozegrali Łukasz Szędzielarz z Marcem, ten drugi wbiegł w "16", by pokonać Konrada Krucka.

Prowadzenie GLKS Nacomi 2:0 było stosunkowo komfortowe, po części oddawało to, co działo się na boisku. Wilkowiczanie mogli jeszcze coś do swoich zysków dołożyć, m.in. strzały Marcina Byrtka i Kępysa padły łupem golkipera skoczowskiej drużyny. Po przeciwnej stronie odpowiadali niecelnymi próbami Mieczysław Sikora oraz Jakub Krucek. Przebieg gry, przy różnicy dość znaczącej w golach, zwiastował w każdym razie emocje po zmianie stron.

Te miały miejsce, aczkolwiek Beskid zbyt późno "dobrał się" do przeciwnika. W 81. minucie Jakub Fiedor głową umieścił futbolówkę w siatce, a bramkową akcję Beskidu poprzedziło starcie, po którym ostro potraktowany Marzec musiał opuścić plac gry. Końcowe minuty to próby przyjezdnych, którzy usiłowali wyrównać. Najlepszą ku temu sposobnością było uderzenie Michała Szczyrby, ale i ono minęło cel. Jednocześnie zespół z Wilkowic nie sfinalizował kilku obiecujących wypadów, zwłaszcza tych z udziałem Bartłomieja Ferugi.

- Błędy własne, dosyć dla nas nietypowe, kosztowały nas dziś stratę punktów. Mieliśmy trochę swoich szans na przestrzeni meczu. Próbowaliśmy coś skorygować zmianami w składzie, ale z przewagi, którą osiągnęliśmy po przerwie nic nie wynikało. Rywal zwalniał tempo gry, wybijał nas z rytm. Idzie nam ciężko na wyjazdach w tym sezonie, choć tu w Wilkowicach na porażkę nie zasłużyliśmy - oznajmia trener Beskidu Bartosz Woźniak.