Zemsta byłego zawodnika
LKS Goczałkowice-Zdrój był kolejnym rywalem bielskiego Rekordu w III-ligowych zmaganiach.
W dotychczasowych czterech potyczkach między Rekordem a LKS-em za każdym razem górą byli "rekordziści". Dziś jednak ta passa została przerwana, a wcale tak być nie musiało...
Początek mógł być bardzo pozytywny dla gospodarzy. W 5. minucie dobrze główkował Marcin Wróbel, lecz piłka po jego uderzeniu zatrzymała się na poprzeczce. Kilka chwil później Wróbel pokonał bramkarza gości, ale sędzia nie uznał bramki - spalony. Drużyna z Goczałkowic nie była w pierwszych trzech kwadransach szczególnie aktywna w ofensywie, co jest dużą zasługą dobrej postawy defensywy Rekordu. Jednak w 33. minucie LKS cieszył się z prowadzenia, gdy Michał Nagrodzki wykorzystał podanie od Radosława Dzierbickiego. Bielszczanie musieli gonić wynik.
W 47. minucie do remisu doprowadził Wróbel. Napastnik skutecznie dobił uderzenie Piotra Wyroby. Wróbel poszedł za ciosem i kwadrans później fetował kolejną bramkę. Tym razem wykorzystał błąd defensywy LKS-u. Mecz nieuchronnie zbliżał się ku końcowi i wydawało się, że "rekordziści" dowiozą korzystny rezultat do końca meczu. Tak się jednak nie stało. W 86. minucie były zawodnik Rekordu, Bartłomiej Ślosarczyk popisał się pięknym, precyzyjnym strzałem, dającym LKS-owi punkt w tym starciu.