Pierwszą dziś groźną akcję wyprowadzili gospodarze, ale złemu otwarciu meczu udało się bielszczanom przy kornerze zapobiec. Sami odpowiedzieli w podobny sposób, a w miarę upływu czasu coraz lepiej uwalniali się spod wysokiego pressingu piłkarzy LKS-u. W 7. minucie mieli obiecującą kontrę, ale naprawdę blisko szczęścia był w 12. minucie Daniel Świderski, którego uderzenie w "krótki" róg bramkarz miejscowych z trudem sparował. O szczęściu mówić mogli "rekordziści" w 30. minucie, bo przed ich bramką powstało w następstwie rzutu rożnego spore zamieszanie. Do pauzy żadna ze stron przewagi nie wywalczyła.

Optymalnie z perspektywy Rekordu toczyła się za to druga część gry. Podopieczni Dariusza Klaczy sumiennie wywiązywali się z zadań defensywnych, a z przodu potrafili popisać się akcjami nie do zastopowania dla defensywy ekipy z Goczałkowic. W 60. minucie z najbliższej odległości futbolówkę po asyście Daniela Kamińskiego do siatki skierował Świderski, który otrzymał podanie z prawego skrzydła. Z kolei lewą stroną boiska po podaniu Kacpra Kasprzaka przedarł się w 77. minucie Filip Waluś, którego solowa finalizacja ponad golkiperem miejscowych była przedniej urody. Pewne wyjazdowe zwycięstwo? Niestety...

Na tym nie zakończyło się strzelanie we wczesne sobotnie popołudnie. W 82. minucie bramki doczekali się goczałkowiczanie. Krzysztof Kiklaisz zmylił Pawła Florka uderzeniem "z wapna". Pogorszyła się wówczas aura i warunki rozgrywania meczu, a i nastroje w szeregach III-ligowego lidera uległy tąpnięciu. Gdy wszystko wskazywało na pomyślne zwieńczenie rywalizacji, w 95. minucie piłka znalazła drogę do bielskiej "świątyni". Skierował ją tam pechowo klatką piersiową Szymon Nocoń...