Zgoda w szlagierze
Do Łękawicy zawitała w sobotę Forteca Świerklany, co równoznaczne było ze spotkaniem w ścisłej V-ligowej czołówce.
Od pierwszych minut dało się wyczuć, który zespół będzie dyktował warunki gry. Gospodarze egzekwowali kilka rzutów rożnych i byli przy nich o włos od objęcia prowadzenia. Golkiper Fortecy sparował choćby w sobie wiadomy sposób uderzenie Roberta Mrózka z bliskiej odległości. – Wydawało się, że szybko coś dobrego się dla nas z tych stałych fragmentów „zrodzi”, ale tak nie było – mówi Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec Orła, który przed przerwą atakował często także po upływie premierowego kwadransa. Tu wspomnienia wymaga strzał z woleja Damiana Chmiela z 18. metra, przy którym znów wybornie spisał się bramkarz gości.
Nic nie zapowiadało tego, że po zmianie stron ekipa z Łękawicy zostanie zaskoczona. Arbiter wskazał „na wapno” w 30. sekundzie drugiej części, a zdarzenie wcale jednoznaczne nie było. Krzysztof Biegun intencję Macieja Kasprzaka wyczuł, ale stracie bramki zapobiec nie zdołał. Podrażnieni piłkarze Orła odpowiedź znaleźli godną zespołu z aspiracjami na walkę o V-ligową „szpicę”. Chmiel ponownie dobrze dośrodkował z rogu boiska, a Mateusz Widuch tym razem drogę do siatki odszukał. – Reakcja drużyny była bardzo dobra, bo dążenia ofensywne wykazywała już do końca spotkania – dodaje trener łękawiczan, którzy finalnie przewagi nie przełożyli na wymarzony dla siebie rezultat.
Sytuacje Orła to m.in. główka R. Mrózka niemal do „pustaka” po „centrze” Chmiela czy kolejny korner doświadczonego napastnika i wyekspediowanie futbolówki z linii bramkowej przez gości. Była też i kontrowersja, bo w 60. minucie po starciu z R. Mrózkiem w polu karnym sędzia nie zareagował... – Mamy duży niedosyt. Towarzyszyły nam przed meczem pewne obawy po maratonie z poprzednich dni i wąskiej kadrze meczowej. Fizyczności jednak nam nie zabrakło, natomiast trochę zostaliśmy jednak skrzywdzeni takimi, a nie innymi decyzjami – komentuje Wądrzyk.