Pierwsze 10. minut nie wskazywało na to, jakim wynikiem zakończy się to towarzyskie spotkanie. Podhalanka prowadziła grę i udokumentowała swoją przewagę bramką. Kacper Najzer wyłuskał piłkę obrońcy przy linii końcowej i dograł wzdłuż bramki do Kacpra Grochowalskiego, który nie pomylił się strzelając z 6. metra. Potem coś w grze zespołu z Milówki wyraźnie się zacięło i do głosu doszli zawodnicy Żurawia. - Od 10. do 45. minuty straciliśmy aż 7 goli. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. To nasz pierwszy sparing tej zimy, piłka nam wyraźnie przeszkadzała. Pokutują też nasze treningi w hali i na orliku. W ogóle nie „czuliśmy” odległości na boisku - nie dowierzał trener Podhalanki Sławomir Szymala.
 

 

Rywal reprezentanta „okręgówki” potwierdził znakomitą dyspozycję, którą prezentował jesienią. Na boiskach wadowickiej A-klasy nie miał sobie równych i wygrał wszystkie 12 meczów tracąc łącznie tylko 8 goli. - Obawiam się, że trochę zlekceważyliśmy przeciwnika. Uważam, że Żuraw z pewnością byłby w czołówce naszej ligi. Z drugiej strony przyda nam się trochę pokory.- kontynuuje trener.

 

Rozmiary sparingowej porażki zmniejszył Mikołaj Stasica, który w 55. minucie wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie ręką. Druga połowa była zresztą w wykonaniu Podhalanki o wiele lepsza. - Za łatwo traciliśmy gole, przeciwnikowi wpadało niemal wszystko. Pocieszeniem jest fakt, że zagraliśmy lepiej w drugiej odsłonie. Nie popełniliśmy już tak wielu błędów. Plusem jest też fakt, że mogliśmy zagrać w końcu na wymiarowym boisku. Myślę, że z biegiem czasu nasza gra będzie wyglądała o wiele lepiej - podkreśla Szymala.