
Zwycięzcy bez euforii, pokonani bez rozpaczy
Rozegrany w Nierodzimiu sparing Beskidu Skoczów z GLKS Sferanet Wilkowice dla obu ekip okazał się wartościowy, choć tylko jednej przyświecała pomeczowa satysfakcja.
– Zagraliśmy obie dobre połowy, przy czym w jednej z nich skuteczność nie była naszym atutem – zaznacza na wstępie Krzysztof Bąk, szkoleniowiec wilkowiczan, którzy swojemu rywalowi „odjechali” w pierwszych 45. minutach. Jakub Caputa wynik otworzył po wrzutce ze skrzydła Łukasza Szędzielarza, podwyższenia prowadzenia dokonał Mateusz Kubica w efekcie rzutu rożnego, a testowany zawodnik z dogrania Caputy zapewnił przedstawicielowi bielsko-tyskiej „okręgówki” konkretną zaliczkę. Równocześnie piłkarze z Wilkowic bardzo solidnie prezentowali się w działaniach defensywnych.
– Dalecy jesteśmy od euforii po tym występie – dopowiada trener GLKS-u, który po przerwie w ataku już tak imponująco nie wypadł. Fakt jednak jest taki, że kilka prób zaczepnych wilkowiczan zwiastowało bramkowe łupy. Gdyby lepiej wyglądała współpraca pomiędzy Dominikiem Kępysem i Szymonem Laszczakiem, to ekipa ze Skoczowa mogłaby znaleźć się w dużo większych tarapatach.
Swój moment radości skoczowianie mieli, kiedy po indywidualnej szarży z bocznego sektora boiska finalizacją wykazał się Marcin Jaworzyn. Nie zmieniło to końcowego rezultatu w sensie triumfatora sparingu, ale zarazem nie spowodowało żadnej nerwowości w szeregach Beskidu. – Dopiero co wystartowaliśmy z krótkim okresem przygotowawczym, więc to nie jest zaskakujące, że motorycznie i piłkarsko nie wyglądało to dobrze. Wiemy, że dużo pracy przed nami, ale patrzymy w przyszłość z optymizmem, bo czas będzie działał na naszą korzyść – ocenia Bartosz Woźniak, trener skoczowskiej drużyny.