- Dzisiejsze spotkanie przebiegło pod nasze dyktando. Zwłaszcza pierwsza połowa mogła się podobać. Pokazaliśmy wówczas na co nas stać w tej lidze - powiedział w rozmowie z nami dumny Seweryn Kosiec, trener Górala, który do dzisiejszego meczu ze Spójnią Zebrzydowice podszedł ze sporym animuszem. Wystarczy wspomnieć, że żywczanie już w 20. minucie... mieli trzy bramkową zaliczkę. W 5. minucie wynik otworzył powracający do pełni zdrowia Przemysław Miodoński, który wykorzystał centrę z prawego skrzydła Kamila Gazurka. Chwil kilka później architekt pierwszego gola sam wpisał się na listę strzelców, wygrywając pojedynek sam na sam z Szymonem Prostackim. Trzeciego - i ostatniego gola - w tym meczu dla Górala zdobył Miodoński. Fant ten był niemalże kopią z minuty piątej. - Szybko zdobyte gole ustawiły niejako te spotkanie. Być może dlatego po przerwie spuściliśmy nieco z tonu - zauważa Kosiec. 

I trudno słowom szkoleniowca gospodarzy dziwić się, bowiem to właśnie po zmianie stron piłkarze prowadzeni przez Grzegorza Łukasika "zaczepili" Górala. W 72. minucie Adrianowi Gołkowi na skuteczną interwencję nie dał szans Tomasz Mrówka, który bezbłędnie przymierzył z rzutu wolnego. To jednak wszystko na co stać było Spójnię. Miejscowi? W drugich 45. minutach podwyższyć prowadzenie mogli dwukrotnie. Wpierw Grzegorz Szymoński nie omieszkał zmarnować sytuacji sam na sam z golkiperem, by następnie Maciej Łącki z 15. metra minimalnie przestrzelił. - Sytuacji dziś mieliśmy naprawdę sporo, ale nie możemy narzekać, bo trzy zdobyte gole to nie mało. Niedosyt malutki jednak pozostaje w kontekście naszej skuteczności - podsumował trener Górala. 
 

Protokół meczowy poniżej.