- Szanujemy punkt zdobyty w doliczonym czasie, ale też odczuwamy delikatny niedosyt. Przy odrobinie więcej wyrachowania mogliśmy się pokusić o zwycięstwo - przyznaje Marcin Balon, trener Sokoła. - Ja przede wszystkim jestem rozgoryczony faktem, że było nas tylko 12 na meczu. Brakło nam zmian w drugiej połowie - dodaje natomiast szkoleniowiec LKS-u, Sebastian Gruszfeld.. 

 

Pierwsze minuty upłynęły pod znakiem obopólnego sprawdzania swojego potencjału. Gra toczyła się w wyrównanym tempie, lecz "konkret" należał do gospodarzy. W 14. minucie Wojciech Wilczek skorzystał na nieporozumieniu bramkarza Sokoła z defensywą i z bliskiej odległości ulokował piłkę w siatce. To trafienie ustaliło losy pierwszej połowy, choć sam Wilczek miał jeszcze swoją okazję, aby powtórnie fetować trafienie. Po stronie Sokoła natomiast szczęścia szukał Jakub Przewoźnik oraz Mateusz Żółty, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem LKS-u nie trafił w bramkę. 

 

Po przerwie nieco większą inicjatywę przejęli gracze z Zabrzega, którzy dążyli do odmiany losów meczu. Najbardziej dogodną sytuację odnotował Przewoźnik, który dopadł do odbitej piłki od słupka i mając przed sobą pustą bramkę nie trafił w jej światło. Następnie w 87. minucie to LKS był bliski trafienia. Maciej Budkiewicz - ten świetnie przejął piłkę, podążył z nią 40. metrów i w kulminacyjnym momencie przeniósł piłkę nad poprzeczką.

 

W końcu jednak widzowie doczekali się drugiej bramki w tym spotkaniu. Padło ono łupem Sokoła, który wywalczył remis. W doliczonym czasie gry wewnętrzna częścią stopy do bramki rywala trafił Mateusz Kwaśniak, po tym jak przytomnie odnalazł się w podbramkowy zamieszaniu.