
A zaczęło się sensacyjnie...
Podhalanka Milówka lepsza w grze kontrolnej od rywala z pułapu IV-ligowego? Taki scenariusz wcale nie był daleki od spełnienia.
Kacper Najzer prostopadle podał do Patryka Semika, a ten z zimną krwią sytuację wykorzystał. Niebawem piłkę po powstałym zamieszaniu w pobliżu bramki ROW-u otrzymał Kacper Gąsiorek i pewnie ulokował ją w siatce. Opisane gole, jakie Podhalanka strzeliła gospodarzom sparingu na sztucznej murawie w Rybniku, podziałały na IV-ligowca niczym przysłowiowa płachta na byka, a kolejne minuty rywalizacji o tym najdobitniej zaświadczyły.
Jeszcze przed nadejściem przerwy rybniczanie zdołali się otrząsnąć, a regularne ataki dały im nie tylko odrobienie pokaźnego dystansu, ale i uzyskanie nieznacznej przewagi. Golkiper ekipy z Milówki Szymon Kurowski „za kołnierz” sięgać musiał łącznie 3 razy. – Z pierwszej połowy można być zadowolonym. Zaczęliśmy bardzo dobrze, ale kilka akcji zdecydowało o tym, że mecz się odwrócił. Obnażyło to zresztą nasze braki w obronie – zauważa Adrian Kopacz, szkoleniowiec Podhalanki.
Po przerwie tempo gry znacznie spadło. Więcej działo się w pobliżu „świątyni” zespołu przyjezdnego i to w niej swój lot zakończył jeden ze strzałów piłkarzy ROW-u. Wyraźna przewaga miejscowych zarysowała się zwłaszcza w finałowych 20. minutach starcia, gdy sporadycznie wypuszczali reprezentanta „okręgówki” z jego własnej połowy. Niemniej z rewanżowej części odnotować można także okazje sam na sam z bramkarzem marnowane przez Roberta Orła oraz Dawida Piątka.