Obowiązuje w naszym świecie jakaś globalna skala wartości czy też odniesień. Tak w środowisku artystów, zespołach innowacyjności i postępu, w środowiskach techniczno-inżynieryjnych, sportowych, ale także i w świecie medycyny. I jeżeli medycy amerykańscy już po raz drugi – bo przed rokiem byłem w Nowym Jorku – zapraszają polskiego lekarza z Bielska-Białej do swego kraju na wykłady, chcąc zgłębić swoją wiedzę medyczną o ziołolecznictwie, to po pierwsze nie sposób odmówić, po drugie występując na Uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych przed takim forum autorytetów trudno nie być przejętym.

wojtulewski Wiedziałem, że reprezentuję nie tylko siebie, ale również i środowisko medyczne Bielska-Białej, mojego miasta, w którym od pół wieku wykonuję swój zawód. A w oczach amerykańskich lekarzy, z którymi rozmawiałem po wykładach byłem przedstawicielem polskiego środowiska medycznego jako absolwent Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, z czego moi słuchacze doskonale zdawali sobie sprawę.

Mój medyczny występ w ubiegłym tygodniu w USA był chyba interesujący, bo posypały się kolejne zaproszenia na uniwersytety medyczne różnych miast w Stanach Zjednoczonych. Miałem wielki zaszczyt, że moje wykłady obserwował aktualny rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, profesor Jacek Nikliński oraz wybitni profesorowie tej uczelni – znakomity położnik-ginekolog zajmujący się metodą in-vitro Sławomir Wołczyński oraz prof. Lech Chyczewski. Wiele minut mojego wystąpienia poświęciłem mojemu miastu Bielsku-Białej. Zaprezentowałem film promocyjny o naszym mieście. Spotkało się to z zainteresowaniem i ciepłym przyjęciem. Największym autorytetem medycznym wśród słuchaczy na sali był prof. Andrew Schally, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1976 roku, jak również lekarz koszykarzy Miami Heat, dr Harlan Selesnick. Opowiadałem temu znanemu lekarzowi o sukcesach bialskiej Stali, o siatkarskich mistrzostwach Polski. Wymieniliśmy poglądy na temat leczenia urazów w sporcie...

Ale teraz już tylko o sporcie, jako że na stronach sportowych jesteśmy. Więc będzie o tym, co widziałem w Miami i na Florydzie. Ach Miami, Ach Floryda! To piękna kraina. Sport, zdrowie, uroda – jest tam wszystko. Na przeciw mojego hotelu z okna na czwartym piętrze budynku widziałem wspaniały kort tenisowy. Sprawdziłem, grałem, warunki znakomite. Oglądałem też inne obiekty sportowe – i te wielkie, i te małe, których jest niezliczona ilość – pływalni, kortów czy boisk piłkarskich przypominających polskie Orliki. Wielkie wrażenie robi obiekt tenisowy Sony Open Tennis, na którym rozgrywany jest doroczny turniej tenisowy z cyklu ATP World Tour. Inną perełką sportu w Miami jest cudownie położona nad samym brzegiem oceanu widowiskowa hala sportowa American Airlines Arena, w której rozgrywają swoje mecze koszykarze Miami Heat w lidze zawodowej NBA. Ogromne wrażenie wywołuje też stadion delfinów z Miami w futbolu amerykańskim oraz baseballu Miami Marlins. Nie może być wielkiego miasta amerykańskiego bez zawodowej drużyny hokeja, jaką jest w tamtym regionie Florida Panthers. Tu jest więc, jak u nas w Bielsku-Białej – 4 drużyny w ekstraklasie! Jasne, że żartuję. Ale tak wyszło. Podoba mi się to wszystko. Ameryka, Ameryka! Podziwiałem ze znajomymi obiekty, porównywałem z polskimi, które są naprawdę znakomite, jak chociażby parę dni temu otwarty Stadion Miejski w Białymstoku, na którym swoje mecze rozgrywa Jagiellonia. Amerykę uwielbiam, ale wolę Beskidy i Bielsko-Białą. Tu jestem wśród swoich. A o tym, jaka jest siła sportu, a zwłaszcza piłki nożnej i jej popularność na całym świecie, przekonałem się jadąc taksówką w Miami. Ciemnoskóry kierowca dowiedział się, że jestem z Polski i wymienił nazwiska... piłkarzy – Zbigniewa Bońka, Grzegorza Lato i Jana Tomaszewskiego. Mam na to ostatnie wydarzenie świadków!

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski