Tymczasem z kilku względów remis, jaki Sokół uzyskał na wyjeździe, trzeba określić mianem wartościowego. Raz, że to gospodarze przez znaczącą większość meczu prowadzili grę i budowali swoje akcje ofensywne, dwa – dla zabrzeżan była to delegacja do przeciwnika, który zimą wzmocnił skład, trzy – przyszło reprezentantowi bielskiego podokręgu „gonić” wynik aż do ostatnich minut konfrontacji.

Przyjezdni nie weszli dobrze w mecz. Przez 20. minut nijak nie potrafili się na boisku odnaleźć, co też poskutkowało zdobyciem przez ekipę z Tychów prowadzenia. W 19. minucie po rozegraniu w bocznym sektorze strzał nie do obrony na dalszy słupek bramki Sokoła oddał Krzysztof Krupiński. Na całe szczęście odpowiedź była szybka. W 26. minucie piłkę defensorowi ZET-ki wygarnął Bartłomiej Kobiela, po czym dokonał finalizacji. Obiecujące było to, że zabrzeżanie nie ograniczali się wyłącznie do kurczowego bronienia dostępu do własnej „świątyni”. Na potwierdzenie – uderzenie Dominika Kani zza „16” odbił nad poprzeczkę golkiper tyskiej drużyny, nieznacznie obok słupka po kornerze posłał piłkę Michał Adamus.

Start drugiej połowy to powtórna zaliczka miejscowych. Mateusz Żółty „nastrzelił” Dawida Błaszczyka, czego efektem było trafienie numer 2. dla piłkarzy z Tychów. Wiara podopiecznych trenerów Witolda Szczepanika i Adamusa okazała się istotna, by w 88. minucie wyrwać „oczko”. Krzysztof Iskrzycki dograł wzdłuż pola karnego do Kobieli, który po przyjęciu przymierzył doskonale z okolic „16”.

– Szanujemy ten punkt, bo rywala mieliśmy mocnego i nieprzypadkowo osiąga ostatnio dobre wyniki. Przekonamy się w dalszej części sezonu na ile to ważna zdobycz – komentuje Adamus.