Obie drużyny przystąpiły do meczu w składzie dalekim od optymalnego i być może to miało istotne znaczenie dla przebiegu rywalizacji. Gospodarze nie zamierzali nadmiernie zapuszczać się pod bramkę Rekordu, z kolei III-ligowiec nie wykazywał się w swoich próbach elementem zaskoczenia. Nikogo nie mógł dziwić zatem fakt, że do przerwy wydarzyło się niewiele godnego uwagi. – To była zacięta konfrontacja drużyn dobrze zorganizowanych – ocenia Wojciech Białek, szkoleniowiec MRKS-u.

Druga połowa spotkania – po zameldowaniu się na murawie tak ważnych zawodników dla poszczególnych ekip, jak Tomasz Dzida i Tomasz Nowak – to już inna „para kaloszy”. Goście otrzymali poważne ostrzeżenia, gdy do piłek wybitych za „16” dopadali strzelający niecelnie Damian Zajączkowski i wspomniany Dzida. W miarę upływu czasu coraz więcej przestrzeni mieli również bielszczanie, którzy w 73. minucie zdobyli prowadzenie. Zajączkowski sfaulował Bartłomieja Twarkowskiego, a rzut wolny precyzyjnie – ku zaskoczeniu zasłoniętego Miłosza Szczyrby – wykorzystał nie kto inny, jak Nowak. Obrońcy trofeum szybko przekonali się jednak, że determinacja i umiejętność radzenia sobie w niewdzięcznym położeniu, to w obecnym sezonie domena czechowickiego IV-ligowca...
 


W 74. minucie był już remis. Kamil Szary podał do Jakuba Raszki, który w sytuacji sam na sam skierował futbolówkę do „prostokąta”. Pomocnik wprowadzony z ławki rezerwowych został niebawem bohaterem meczu. W 77. minucie szczupakiem spożytkował miękką wrzutkę Dzidy ze skrzydła, zaś w 79. minucie uderzył po podaniu z głębi pola, a błąd golkipera Rekordu dopomógł pomocnikowi w skompletowaniu hat-tricka na wagę wyeliminowania faworyta z Pucharu Polski. Podopieczni Dariusza Mrózka nie zapobiegli temu, choć podejmowali próby w końcowej fazie potyczki. Najbliżej szczęścia i zanotowania bramki kontaktowej był w 84. minucie celujący w poprzeczkę Daniel Feruga.

– Liga jest dla nas wprawdzie najważniejsza, ale wierzyliśmy, że możemy Rekord pokonać – spuentował pucharową sensację (?) trener gospodarzy.