Do zespołu z Pogórza należała premierowa część meczu. W 20. minucie padła pierwsza bramka. Mateusz Wieja wystąpił w roli asystenta, zaś Krystian Strach egzekutora. Po kilkunastu sekundach rywal z pułapu A-klasy wyrównał, ale finisz był z perspektywy podopiecznych trenera Łukasza Hanzela imponujący. W 41. minucie Strach w zamieszaniu skierował piłkę do siatki, a dokładnie 120. sekund później uczynił to Radosław Greń, który golkipera pokonał płaskim strzałem w sytuacji sam na sam.

– Realizowaliśmy dobrze nasze założenia i wszystko toczyło się po naszej myśli. Tym bardziej, że poza golami mieliśmy jeszcze kilka dogodnych szans – zaznacza szkoleniowiec pogórzan, którzy zupełnie zespołu z opisanych pokrótce 45. minut nie przypominali po powrocie na murawę.
 


Już po kwadransie drugiej połowy drużyny zrównały się w ilości trafień, a w minucie 67. to zgoła sensacyjnie zawodnicy dowodzeni przez Zdzisława Hutyrę byli z przodu, korzystając z „baboli” konkurenta. Jeszcze w samej końcówce doszło do wymiany ciosów. A-klasowicz „odjechał” na 5:3, by w 87. minucie stracić gola po uderzeniu Daniela Madzi, stosującego wcześniej skuteczny pressing na defensorze LKS-u Ligota.

Wynik 4:5 z perspektywy reprezentanta „okręgówki” trudno określić mianem dla niego chlubnego. – Nie możemy na pewno tylu bramek tracić. Widać natomiast, że przy okrojonym składzie w naszej grze pojawiają się wahnięcia – podkreśla Hanzel. – Jest jednak też pozytyw, mianowicie to, z jakim zaangażowaniem zespół walczył, nie zwieszając głów mimo kuriozalnych błędów indywidualnych i do końca starając się o odrobienie strat – dodaje trener LKS-u Pogórze.