W sobotę w Szczecinie dla piłkarzy Podbeskidzia Bielsko-Biała zacznie się runda rewanżowa sezonu zasadniczego. Drugi rok z rzędu ligę gramy zmodyfikowanym systemem – tzw. „ESĄ-37”, więc jesień na dobrą sprawę wydłuża się nam o cztery dodatkowe spotkania. Dla „Górali” to dobra informacja. Ale pod jednym warunkiem – w listopadzie i grudniu zespół nie może stracić, a musi zyskać.

iwanow_big Celem postawionym przed startem rozgrywek – tak jak dla wielu zespołów spoza ligowego topu (do którego zaliczają się Legia, Lech, Śląsk, Wisła, a miała znajdować się w nim także i Lechia) – była czołowa ósemka. Dziesiąta lokata po piętnastu spotkaniach pozornie nie wygląda więc najgorzej. Problemem jest jednak dość duża na tym etapie strata punktowa do wymarzonego miejsca. W tej chwili zajmuje je właśnie sobotni rywal – Pogoń. Drużyna, która po zmianie trenera z Dariusza Wdowczyka na Jana Kociana, poza pucharową porażką z Legią w Warszawie, w lidze nie przegrała. A wiadomo, że Słowak przejął „Portowców” z marszu, więc ich gra po przerwie na reprezentację ma być jeszcze skuteczniejsza. Dziś szczecinianie mają nad Podbeskidziem pięć punktów przewagi. A w tej chwili wydaje się to jedyny zespół z aktualnej pierwszej ósemki, który można z tej strefy „strącić”. Popatrzmy bowiem, kto jest wyżej: Lech Poznań, Górnik Zabrze czy Wisła Kraków. A przecież z dolnej obecnie strefy apetyt na uniknięcie walki przed spadkiem mają jeszcze w Gliwicach, Gdańsku i Cracovii. „Obudziły” się także Korona Kielce i Ruch Chorzów. Nie wiadomo, czy patrzeć przed siebie, czy raczej „za”.

Cztery najbliższe potyczki „Górali” to klucz do wiosennych spotkań – po dalekiej wyprawie do Pogoni pod Klimczok przyjeżdża Lechia. Potem wyjazd na Cichą do Chorzowa i na zakończenie roku wizyta Zawiszy Bydgoszcz. Wygrana z Legią czy remis na Lechu to fajne bonusy. Ale trzeba zabierać punkty bezpośrednim rywalom o wyznaczony cel, by zima była spokojna. Sześć? To może być mało. Nie chciałbym, by w innym przypadku w klubie w styczniowej przerwie zaczęła się kolejna ofensywa transferowa.

Po dobrym występie i remisie w Poznaniu drużyna ze względu na przerwę na mecze reprezentacji przez dwa tygodnie nie rozegrała żadnego kontrolnego spotkania. Nie licząc meczu rezerw z drugą drużyną Górnika w Zabrzu. Ślązacy na tę potyczkę mieli wystawić mocny skład, więc Dariusz Mrózek zabrał ze sobą w dużej mierze zawodników z kadry Leszka Ojrzyńskiego. W pierwszej jedenastce zagrało aż ośmiu ludzi, których można oglądać co weekend w telewizorach (m.in. Dariusz Pietrasiak, Bartłomiej Konieczny czy Sylwester Patejuk). Tyle, że niestety rywale nie dotrzymali słowa. Zamiast gry na głównej płycie na Roosevelta zespoły spotkały się na obiekcie Walki. Do tego drużyna Górnika faktycznie była rezerwowa… Szkoda…

Forma zespołu pozostaje więc cokolwiek zagadkowa. Podobnie, jak ustawienie taktyczne i wyjściowy skład. Z jednej strony to komfort, że trener w przypadku kontuzji czy kartek (do Szczecina nie pojechali m.in. Maciej Korzym, Krzysztof Chrapek, Piotr Malinowski i Piotr Tomasik) naprawdę ma z kogo wybierać. Z drugiej, Podbeskidzie jest w lidze najmniej przewidywalną drużyną, bo jesienią trudno było mówić o pojęciu „żelazna jedenastka”? W piętnastu kolejkach zobaczyliśmy w sumie dwudziestu pięciu zawodników. Może przy większej stabilizacji składu i regularność wyników byłaby większa? Drużyna pokazała przecież, że potrafi grać w piłkę. A mimo to, aż siedem spotkań „jesienią” przegrała. By myśleć o pierwszej ósemce, lepiej, by tej statystyki w czterech ostatnich tegorocznych spotkaniach nie „poprawiała”.