O losach meczu przesądziły de facto jego początkowe minuty, w których bielszczanie nie tylko narzucili rywalowi z Ustronia swój pomysł na grę, ale i byli w stanie swoje bramkowe okazje finalizować. Najpewniejszy w tym aspekcie był Lionel Abate, który 2-krotnie pokonywał Michała Skocza, a więc jeszcze wcale nie tak dawno... kolegę z drużyny. W 4. minucie za sprawą Kameruńczyka, główkującego po asyście Bartosza Dziemidowicza, gospodarze zdobyli przewagę. Niespełna kwadrans później wspomniany Dziemidowicz dopadł do piłki odbitej po rzucie rożnym i strzałem z okolic 25. metra popisał się golem wyjątkowej urody. Strzelanie w premierowej odsłonie zamknął Abate, który nie zaniechał prostopadłego dogrania Maksymiliana Nowaka. Najlepszą szansą gości był rzut wolny i wrzutka Błażeja Ligockiego, z której zbyt słabo uderzył Joao Pedro.
 


Dominacja rezerw Podbeskidzia była bezdyskusyjna, nawet w obliczu faktu, że po zmianie stron ani razu piłka „w sieci” nie lądowała. Tu kłania się jednak kiepska skuteczność, bo m.in. Dawid KukułaMichał Willmann stawali „oko w oko” z golkiperem Kuźni. – Odnieśliśmy pewne zwycięstwo, a szybko strzelony gol niewątpliwie był istotny. Generalnie mecz bez większej historii, w którym zrobiliśmy swoje – oznajmia Adrian Olecki, szkoleniowiec bielskiej drużyny.

Podopieczni Ryszarda Kłuska starali się o zdobycie gola honorowego. Kilka wypadów zwiastowało, że Kuźnia może tego dokonać, ale już finalne dogrania Joao czy Donavana Ferreiry pozostawiały sporo do życzenia. – Przegraliśmy zasłużenie, nie potrafiliśmy dziś ze swoich szans skorzystać – zauważa szkoleniowiec ustronian.