- Nie ma co ukrywać, w pewien sposób ta czerwona kartka nam pomogła. Na początku meczu byliśmy schowani, nie pewni siebie. Z czasem coraz lepiej czuliśmy się na boisku, ale też nie było tak, że Błyskawica grając w "10" się cofnęła, bo miała swoje okazje - zauważa trener Wisły, Krzysztof Dybczyński. 

 

Mecz źle się ułożył dla drogomyślan i nie mowa tu o straconej bramce. W 18. minucie Mateusz Fajkier ujrzał czerwoną kartkę za interwencję ręką poza polem karnym, z czym nie zgadzali się goście. Mimo to Błyskawica miała nieznaczną optyczną przewagę w tym starciu i częściej dochodziła do klarowniejszych okazji bramkowych. Problem był z ich finalizacją. Na przestrzeni całego meczu dwukrotnie swoich szans nie wykorzystał Eryk Rybka, a świetnie przez bramkarza Wisły zatrzymany został Patryk Szołtys. Ponadto przez ostatnie 10 minut V-ligowiec grał w 9. Kontuzji zaznał Dawid Papatanasiu, a limit zmian został przez tę drużynę wykorzystany... 

 

Wisła natomiast nie miała sytuacji bramkowych z gatunku stuprocentowych. Owszem, dużo "szumu" na skrzydle robił Artur Miły, groźne w wykonaniu strumienian były stałe fragmenty. Gospodarze jednak to co mieli, zamienili na bramkę. W 75. minucie Mateusz Szatkowski golem spuentował składną kontrę swojej drużyny. Tym samym Wisła po raz kolejny udowodniła, że na własnym boisku nie przegrywa - nawet z rywalem z wyższej ligi. Ten imponujący stan trwa od 18. meczów.

 

- Brakuje nam wykończenia. Stwarzamy sytuacje, ale nie zamieniamy ich na gole. Tak było w meczu z BKS-em i tak tez było dziś - ocenia Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy.