"Chcieliśmy awansować. Musimy podołać"
Choć przed piłkarzami z Landeka jeszcze jedno spotkanie w Bielskiej Lidze Okręgowej, działacze świeżo upieczonego bieniaminka IV ligi muszą już teraz brać się do pracy. W klubie zapewniają jednak, że Spójnia na awans przygotowana jest pod każdym względem.
O względy czysto sportowe zespół martwić się nie powinien, wszak kończący się sezon ekipa Spójni rozegrała bardzo dobrze, a wzmocniona drużyna w przerwie zimowej wiosną prezentowała się jeszcze okazalej. - Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to z pewnością będziemy musieli wzmocnić się dwoma, może trzema zawodnikami. Ale na to przyjdzie czas. Po ostatnim meczu damy sobie z trenerem Białkiem kilka dni na analizę całej sytuacji i ocenimy, jaki kształt powinna mieć drużyna w nowym sezonie - mówi Wojciech Koźlik, prezes ekipy z Landeka. I przyznać trzeba, że tok rozumowania wydaje się być słuszny, bowiem trudno, by w zespole, który wywalczył promocję, dochodziło do kadrowej rewolucji. - Nie mówię, że wszyscy zostaną, ale chcemy dać chłopakom szansę i niejako nagrodę za ten sezon - tłumaczy sternik Spójni.
A prezes mistrza bielskiej "okręgówki" już teraz snuje wizje dotyczące kolejnych rozgrywek. - Chcielibyśmy walczyć o pierwszą dziesiątkę, a co za tym idzie spokojnie utrzymanie. Nie mamy obecnie żadnych planów, aby walczyć o coś więcej. Bo nie zamierzamy sprowadzać zawodników, którzy wyczyszczą klubową kasę. Damy szansę młodszym zawodnikom i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie obawiamy się tego, że możemy od razu spaść. Podchodzimy do całej sytuacji spokojnie i z wyważoną głową - zapewnia Koźlik.
Kolejnym, istotnym aspektem jest infrastruktura. Klub z Landeka na tak wysokim szczeblu rozgrywkowym wystąpi po raz pierwszy w swojej historii, toteż żadnych doświadczeń licencyjnych z IV ligą nie ma. - Ale w tym wypadku także jesteśmy spokojni. Większość wymogów spełniamy, natomiast kilka rzeczy uzupełnimy - przekonuje prezes Spójni. O czym mowa? - Brakuje nam obecnie przygotowanego sektora dla kibiców gości, ale to kwestia 50-100 krzesełek, które musimy zamontować. Potrzebne będą też nosze, odpowiednio usytuowane wyjście ewakuacyjne. Jestem przekonany, że podołamy tym zadaniom, chociaż nie ukrywam, że w tym aspekcie liczymy także na pomoc gminy - kończy Koźlik.