Andrzej Myśliwiec: Cel mamy taki, by powalczyć o awans
Ostatnia tegoroczna rozmowa nie jest przypadkowa. Do świętowania latem 2025 roku sposobią się w Pruchnej, gdzie są aspiracje, by sięgnąć po a-klasowe mistrzostwo i powrócić do „okręgówki”. Zamierzeń ambitnych nie ukrywa Andrzej Myśliwiec, szkoleniowiec tamtejszego LKS-u '99.
SportoweBeskidy.pl: Nasza rozmowa ma miejsce krótko po tym, jak dotarła do nas informacja o planowanych transferach w Pruchnej. Ile w tym prawdy?
Andrzej Myśliwiec: Są rzeczywiście pewne zamierzenia i przymiarki. Nie będę temu zaprzeczał, ale też konkretów nie ujawnię, bo dopóki coś nie będzie „klepnięte”, to wszystko jest możliwe. Faktem jest, że dążymy do tego, aby mieć mocniejszą drużynę. Jest w kadrze trochę studentów i chcąc nie chcąc nie mamy zawsze na meczach optymalnego składu. Trzeba kadrę uzupełnić, by była nieco solidniejsza, bo przypominam sobie choćby poprzedni sezon, kiedy bywało, że z trudem zbierała się meczowa „11”.
SportoweBeskidy.pl: Macie w kadrze sporo młodzieży. Ten kurs będzie utrzymany?
A.M.: Mamy na tyle młodą drużynę, że niekoniecznie tacy zawodnicy w tym okresie do nas dołączą. Potrzebujemy wzmocnienia ofensywy. Czekamy ciągle co dalej z Kamilem Gabrysiem, który zmaga się z kolanem i nie wiadomo czy i kiedy do nas wróci. Wiadomo, że pozycja, na której grał jest w jakimś sensie newralgiczna i bez kogoś odpowiedniego z przodu trudno o dobre wyniki.
SportoweBeskidy.pl: Czy w takim razie w pańskiej ocenie stawianie na tym poziomie rozgrywkowym na piłkarzy nieco starszych ma sens?
A.M.: Nie będzie to w naszym przypadku jakaś wielka liczba takich zawodników. Mówimy raczej o uzupełnieniu bądź zamianie na pozycjach i wzmocnieniu rywalizacji. Żadnej „armii zaciężnej” w Pruchnej nie należy się spodziewać, bo nie tędy droga. Idziemy w młodzież i to się nie zmienia, a pojedynczy piłkarze z większym bagażem doświadczeń temu nie przeczą. Dążymy do szerszej kadry, ale takiej, która będzie perspektywiczna. Porównując sezon do sezonu progres widać i chcemy to kontynuować.
SportoweBeskidy.pl: Cukrownik Chybie, obecny lider A-klasy skoczowskiej, zdaje się być waszym największym konkurentem w rywalizacji o tytuł. Podwójnie to dla pana motywujące?
A.M.: Wszystko na to wskazuje, że z Cukrownikiem powalczymy, bo na kilka punktów w tabeli odskoczyliśmy pozostałym rywalom. W Chybiu byłem dość długi czas, też 2-krotnie drużynę prowadziłem. Ale czy to dodatkowa motywacja? Trudno tego tematu unikać, natomiast wolałbym koncentrować się na swoim zespole i osiągać kolejne wyznaczane cele.
SportoweBeskidy.pl: Ten najbliższy to awans do ligi okręgowej?
A.M.: Walka o awans – taki mamy cel. Nie można na sztywno przesądzać, że tak się latem wydarzy, ale choćby nasza pozycja w tabeli wskazuje, że chcemy znaleźć się w „okręgówce”.
SportoweBeskidy.pl: Kogoś jeszcze w tym kontekście pan się obawia?
A.M.: Gramy w wyrównanej lidze. Szczerze mówiąc, nie ma w niej łatwych przeciwników i spotkań, które wygrywa się bez trudu. Wyniki 1:0 czy 2:1, jakie padały jesienią, świadczą o tym, że nie było jakiegoś „rozjazdu” między czołówką stawki a resztą i pogromów, w których liczylibyśmy tylko kolejne strzelane gole. Nie mieliśmy takiej stabilizacji, aby dominować, bo kadra często się rotuje i do każdego meczu przystępuje się w zasadzie w nieco innym składzie.
SportoweBeskidy.pl: Myśli o tym, co dalej pewnie wam towarzyszą. LKS Pogórze do „okręgówki” awansował i tam ma spore problemy. Podobnie, jak beniaminek z Węgierskiej Górki. Z kolei mistrz z Kończyc Małych zawczasu zrezygnował z podjęcia wyzwania...
A.M.: Męczą się beniaminkowie okrutnie i uważam, że trudno będą mieli utrzymać się, a wręcz bardziej skłaniam się ku rychłemu ich powrotowi do A-klasy. Widzimy sami też, że zespół z Kończyc Małych po mistrzowskim sezonie mocno opuścił loty. „Okręgówka” to już jednak pewne wyzwania nie tylko sportowe, ale i organizacyjne, choćby w kwestii samych wyjazdów. W A-klasie jedzie się często blisko i nawet swoimi autami można to bez żadnych komplikacji zrobić. Ligę wyżej są już dalsze wyprawy. To jednak melodia przyszłości. Skupiamy się na tym, co przed nami w najbliższych miesiącach. Chłopaki teraz odpoczywają, w styczniu zaczną trenować według przygotowanych rozpisek, a w drugiej połowie miesiąca wystartujemy na dobre.
SportoweBeskidy.pl: Liga dopiero w pierwszy weekend kwietnia. Podoba się to panu?
A.M.: Nie podoba mi się wcale. Do ligi bardzo daleko i dla wszystkich tak długi okres bez gry o stawkę jest miażdżący. Przygotowania zimowe przez to dłużą się okrutnie, a inne ligi już wówczas grają o punkty. Powoduje to później pewne znużenie. Rundę jesienną skończyliśmy przed wszystkimi świętymi, a z nową ruszymy w kwietniu. To prawie pół roku przerwy! A do tego jeszcze jest mniej zespołów i obowiązkowa pauza w trakcie rundy. Nie jest to dobre.