To był mecz otwarty, w którym obie drużyny – niezależnie od chaosu typowego dla wciąż stosunkowo mało zaawansowanej fazy zimowych przygotowań – postawiły na ofensywę. Efekt tych składowych elementów to spora liczba goli, które z początku padały na rzecz częściej posiadającego piłkę i budującego akcje LKS-u Jawiszowice. Wykorzystanie rzutu karnego i wolnego sprawiło, że rywal odskoczył Błyskawicy na 2:0. Reakcja drogomyślan w finalnym kwadransie pierwszej połowy, zwłaszcza na skutek wzmożonego pressingu, była jak najbardziej właściwa. Dominik Szczęch zaliczył trafienie kontaktowe, a w swoim stylu główkujący Krzysztof Koczur wyrównał po centrze, jaką z lewego skrzydła wykonał Vitalii Miklosh.

Scenariusz częściowo powtórzył się w rewanżowej odsłonie. Najpierw stratą bramki zespół z Drogomyśla przypłacił błąd komunikacyjny golkipera z obrońcą, w następnej akcji zaczepnej LKS-u podanie z bocznego sektora znalazło zarówno adresata, jak i skuteczną egzekucję. Błyskawica ponownie zbliżyła się po efektownym rajdzie Bartłomieja Szołtysa przez niemal całe boisko i „klepie” z Michałem Krehutem. Przywołany napastnik sam też zaistniał wśród strzelców, lecz zanim to nastąpiło futboliści z Jawiszowic odnotowali gola numer 5, by sparing rozstrzygnąć na swoją korzyść.

Wspomnieć należy jeszcze o co najmniej 2 bardzo obiecujących sytuacjach Błyskawicy – główce Eryka Rybki tuż obok słupka czy zablokowanym uderzeniu B. Szołtysa, który pomimo liczebnej przewagi w ataku zdecydował się samotnie próbę ową wykańczać. Ciekawostka zaś to zdarzenie z 82. minuty. Jeden z przeciwników zapracował na „cegłę” wobec kolejnego tego dnia upomnienia, lecz za obopólną zgodą drużyny dotrwały do ostatniego gwizdka w sparingu w równych siłach osobowych.