Mnóstwo ciekawego dzieje się w beskidzkim sporcie. Niemal każdego dnia. W piątkowy wieczór kibice żyli meczem „Górali” z „Białą Gwiazdą”. Tego spotkania także wyczekiwałem, bo ostatniej konfrontacji bielszczan w Łęcznej nie było mi dane zobaczyć. Przebywałem wówczas – jakby to określić – w innym świecie. W czarującym i bajkowym, ale przede wszystkim sportowym Monte Carlo. Zabrać naszych Czytelników mogę do stolicy księstwa Monako poprzez zdjęcia (co zresztą mimo niewielkich związków beskidzkich czynimy), ale i refleksje ze sportem powiązane.

Nikiel Monte Carlo Monte Carlo. Miasteczko pięknie położone w krajobrazie gór i morza wraz z plażą oraz wyjątkowym portem. W nim wiele „kosmicznych” jachtów finansowych magnatów z całego świata. Historyczna stolica europejskiego hazardu z imponującym kasynem, składającym się z kilkunastu sal, w tym powszechnie dostępnej tzw. sali amerykańskiej. Przed nim i w okolicach Bentleye, Jaguary, Maserati, Porsche, Ferrari, Lamborghini, Rolls-Royce – wzbudzające powszechny zachwyt i podziw na wąskich uliczkach bogatej dzielnicy czy w gablotach salonów samochodowych. Jest tu również słynna ulica Avenue Princess Grace, jedna z najdroższych na świecie pod względem cen nieruchomości. Kulturę przez duże „K” gwarantuje teatr, opera, czy muzeum sztuk pięknych. Wybrać można się też do ogrodu botanicznego, oceanarium... Reasumując – świat elegancji, blichtru, luksusu i przepychu. Świat, który opisać nie sposób.

Widoki Monte Carlo

Kasyno Monte Carlo Monte Carlo to wielkie pieniądze, jest więc tu idealne miejsce na sport. Oczywiście ten na najwyższym poziomie, jak podczas tenisowego Monte Carlo Rolex Masters. I tak, jak swoją majestatycznością Monte Carlo zachwyciło, tak i najlepsi tenisiści na świecie zaimponowali. Na turnieju tenisowym takiej rangi dotychczas nie miałem okazji być. Z dużym zaciekawieniem, wraz z bielskim trenerem tenisa Przemysławem Głowackim, zasiedliśmy na trybunie kortu centralnego, by obejrzeć w akcji między innymi „naszego” Jurka Janowicza. Trochę mało patriotyczne stawiałem na zwycięstwo jego rywala, Włocha Fabio Fogniniego. I tak też mecz się potoczył. Niestety, jednostronnie. „Jerzyk” zawiódł na całej linii grupę polskich kibiców w Monte Carlo.

Sam mecz to wcale nie nudna godzina z tenisem, lecz pewna ponadczasowa lekcja. Sport – bez względu czy ten na najwyższym światowym poziomie, czy może nasz rodzimy, beskidzki – uczy pokory. Także na Lazurowym Wybrzeżu. Nie ma w nim miejsca na brak walki, zaangażowania, determinacji, szacunku dla przeciwnika, ale i tego, co się robi. Pamiętajmy, że porażki są w sport wpisane. Da się je jednak wytłumaczyć i zrozumieć tylko wtedy, gdy włożyło się w mecz całe serce, przyznając zarazem, że rywal był zwyczajnie lepszy.

Trybuna Monte Carlo Sportową klasę, graniczącą nierzadko z geniuszem, potwierdziło podczas naszej obecności w Monte Carlo wielu świetnych tenisistów. Nadal, Federer, Djokovic, Wawrinka, Dimitrov, Raonic, Monfils, Tsonga. Dla mnie obejrzenie z bliska tych wielkich sportowców było dużym przeżyciem. Może i spełnieniem jednego z marzeń. Warto za swoimi pragnieniami podążać. Nawet, jeśli są pozornie mało realne. A czy było tak, jak się spodziewałem? Zawsze jest jednak trochę inaczej. To zupełnie inny świat, inna bajka – jak to się określa potocznie. Tym niemniej wielki świat, wielki tenis, a wartości niesione przez sport wciąż te same. Ponadczasowe.

PS. Jasne jest, że nie każdemu dane będzie odwiedzić Monte Carlo. Zachęcam natomiast do tego, by choć raz w życiu obejrzeć na żywo z perspektywy kortu tenisowy pojedynek. W planie na przyszły rok jest Rzym i słynne Foro Italico. Bo to piękny sport. Choć wszyscy na swój sposób kochamy piłkę nożną.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl