To był mecz z gatunku tych obowiązkowych do wygrania. Bielszczanie mierzyli się z zespołem plasującym się na ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli. Dystans dzielący Podbeskidzie od „Czarnych Koszul” wynosił 5 punktów – dużo zważywszy na skromne zdobycze „Górali” w obecnym sezonie, mało z racji wciąż sporej liczby spotkań do rozegrania. Warunkiem, aby sytuacja nie stała się podbramkowa było jednak przynajmniej podzielenie się punktami ze stołecznymi, zaś w opcji wymarzonej – pokonanie dzisiejszego przeciwnika.

Już pierwsza połowa niedzielnej konfrontacji pokazała, że podopiecznych Jarosława Skrobacza czeka – jakkolwiek by to nie brzmiało – poważne wyzwanie. Przegrywali od 18. minuty, gdy piłkarze Polonii rozmontowali bielską linię obrony, a do „pustaka” piłkę skierował bez trudu Michał Grudniewski. Wcześniej nie działo się nic poza stałymi fragmentami gry, co budziłoby optymizm w postawie gospodarzy. Na przerwę zeszli z nieznacznym dystansem, czemu zapobiec mogli właściwie raz, gdy czujność golkipera Polonii tuż po straconym golu sprawdził Maksymilian Sitek.

Lepiej natomiast zacząć się nie mogła połowa rewanżowa. W 50. minucie dośrodkowanie Jaki Kolenca trafiło na głowę stopera bielszczan Mateja Senicia, który Jakubowi Lemanowiczowi nie dał szans na skuteczną paradę. Podbeskidzie rozkręcić się jednak nie zdołało. W 60. minucie centymetrów do szczęścia zabrakło Lionelowi Abate. Gdy akcja przeniosła się pod bramkę strzeżoną przez Kacpra Krzepisza, przyszło miejscowym godzić się z ponownym zyskiem ekipy z Warszawy. Uderzenie Szymona Kobusińskiego zza „16” po rykoszecie zmyliło golkipera Podbeskidzia. Choć czasu na wyrównanie pozostało sporo, to wszelkie ofensywne próby bielskiej drużyny wyglądały mizernie. „Górale” przycisnęli w samej końcówce, m.in. z dalszej odległości uderzał Sitek, ale przyjezdni swego dopięli. Są bliżej pozostania na I-ligowym szczeblu. W przeciwieństwie do coraz bardziej liczących na cud zawodników Podbeskidzia.