
Dawid Bukowczan: Zmiana trenera konieczna dla zachowania szans na utrzymanie
W obecnym sezonie Podhalanka Milówka pełni rolę beniaminka na szczeblu V ligi. Siłą rozpędu po uzyskaniu awansu bynajmniej nie podąża, okupując ostatnie miejsce w stawce. Mniej dziwi w tych okolicznościach, że po porażce numer 7. w lidze z posadą pożegnał się trener Kamil Zoń. Trenerski wątek, jak również dotkliwe zderzenie z futbolową rzeczywistością, przewija się w STREFIE WYWIADU z Dawidem Bukowczanem, prezesem klubu z Milówki.
SportoweBeskidy.pl: Trudno oprzeć się wrażeniu, że Podhalanka Milówka odczuwa jednak boleśnie przeskok z „okręgówki” do V ligi. Czy rzeczywiście?
Dawid Bukowczan: Myślę, że trzeba w pierwszej kolejności pamiętać o tym, jak doszło do naszego awansu, a więc właściwie w ostatnim momencie, przegrywając rywalizację z kilkoma drużynami. Okazało się, że zespół z Lędzin nie przystąpi do rozgrywek i bodajże na 2. kolejki przed końcem sezonu wyklarowało się, że również miejsce 4. w naszej lidze okręgowej będzie premiowane grą na wyższym szczeblu. Pokonaliśmy na sam koniec Górala Istebna 4:0 i ten wynik sprawił, że nasz awans stał się faktem. Nie zanosiło się więc za bardzo na to, że w tej V lidze się znajdziemy.
SportoweBeskidy.pl: Awans „last minute” w jakiejś mierze usprawiedliwia przeciętne występy w obecnej rundzie?
D.B.: Trudno tu moim zdaniem o jednoznaczną odpowiedź, nie przytaczając pewnych okoliczności. Początek rundy wiosennej ubiegłego sezonu nie był dla Podhalanki wymarzony. Liczne kontuzje, później absencje kartkowe i coraz szczuplejsza kadra. To sprawiło, że mieliśmy ciężką rewanżową część ligi i można awans określić mianem niespodziewanego. Prawdą jest, że na starcie zakładaliśmy taki obrót wydarzeń, ale ten cel z meczu na mecz nam się oddalał. Jak już wspomniałem, dopiero wobec faktu, że taka furtka się pojawiła i od nas nie było to do końca zależne, znaleźliśmy się wśród V-ligowców.
SportoweBeskidy.pl: Może zabrakło odpowiedniego wzmocnienia drużyny w związku z grą w V lidze?
D.B.: Nie do końca się zgodzę. Kadra naszej drużyny stała się liczniejsza i na dziś dysponujemy właściwie 25-osobową grupą zawodników. Wzmocnienia przed sezonem więc były, a dołączyli do nas piłkarze poprawiający jakość. Liczyliśmy na znacznie lepszy start. Zawód był po pierwszych meczach duży.
SportoweBeskidy.pl: Pożegnanie ze szkoleniowcem Kamilem Zoniem, jak na polskie realia szybkiego zwalniania trenerów, nastąpiło stosunkowo późno, bo przegraliście 7. meczów pod rząd...
D.B.: Mieliśmy nadzieję, że to w końcu „zatrybi”, bo okres przygotowawczy – solidnie przepracowany lipiec i początek sierpnia – dawały taki optymizm. Mówię to przez pryzmat frekwencji na treningach, tego, w jaki sposób zawodnicy podchodzili do zajęć. Mimo wszystko chcieliśmy trenerowi dać jak najwięcej szans. Ale przy kolejnych porażkach pojawiła się też obawa, że zbyt mocno siedzi to w głowach zawodników i jedynie poprzez zmianę trenera można doprowadzić do obudowy wiary w umiejętności i tego, że jeszcze coś jest w tej rundzie do ugrania.
SportoweBeskidy.pl: A może w takim razie błędem było rozstanie latem z poprzednim trenerem Adrianem Kopaczem? Co by nie mówić – cel awansu zrealizował.
D.B.: Jeśli chodzi o trenera Kopacza, to runda wiosenna – delikatnie rzecz ujmując – nie była wybitna. Nasza gra i wyniki pozostawiały wiele do życzenia, zwłaszcza pierwsza połowa wiosny wypadła słabo. Scenariusz awansu po rundzie jesiennej wydawał się dużo bardziej realny, niż było to później w lidze. O ile sobie przypominam w zimowym okresie przygotowawczym rozegraliśmy dwucyfrową ilość sparingów. Nie pamiętam aż tylu meczów za poprzednich trenerów, a pokazywało to nic innego, jak całkowicie poważne podejście do wiosennej rywalizacji w lidze i chęć bicia się o awans. Wyszło finalnie, jak wyszło i na wstępie rozmowy o tym wspominałem. Decyzja o rozstaniu po sezonie zapadła więc wcześniej i trener wiedział, że nasza współpraca nie będzie kontynuowana.
SportoweBeskidy.pl: A kto poprowadzi Podhalankę w dalszej części sezonu?
D.B.: Rozmowy trwają. Obecnie, w odniesieniu do wyjazdu do Tworkowa, zostajemy z duetem trenerskim – Albertem Wróbel, mającym papiery na prowadzenie drużyny, oraz pomagającym mu doświadczonym trenerem, jakim jest Dariusz Nowak, który też miał swój niezaprzeczalny udział w awansie, gdy drużynie dał sporo pozytywnego. To jednak opcja tymczasowa i wszystko wskazuje na to, że w Milówce pojawi się nowy trener.
SportoweBeskidy.pl: Myśli prezes, że zremisowany mecz z LKS Czaniec będzie faktycznie przełomowy?
D.B.: Osobiście dla mnie to spotkanie wyglądało z naszej perspektywy bardzo dobrze. Drużyna była odpowiednio poukładana taktycznie i wiedziała co ma grać. Ekipa z Czańca była w mojej opinii najlepszą z tych, które gościły w obecnym sezonie w Milówce. Ale poprzez mądrą grę utrudniliśmy jej zadanie. Bardzo byśmy sobie życzyli, aby ten przełom był długotrwały. Do końca rundy trochę meczów jest i chcemy odbić się, aby nie stracić kontaktu z drużynami sąsiadującymi z nami w tabeli i zachować szansę na utrzymanie.