Z animuszem rozpoczęli go piłkarze lidera ligi, którzy w premierowym kwadransie mogli dokonać otwarcia wyniku. Centymetrów brakowało, by dobre zagranie w pole karne Wojciecha Padło oraz próba z dystansu Kamila Kotrysa znalazły finalizację, przy innej z szans głową chybił Marcin Jaworzyn. I choć posiadanie piłki do końca tej połowy spotkania było wyraźnie na korzyść Beskidu, to wiślanie zdołali ostudzić zapędy ofensywne faworyta. A sami mogli pokusić się o niespodziankę, choćby przy sytuacji Sebastiana Juroszka z 38. minuty, zwieńczonej dobrą paradą Romana Nalepy.

Jak na derby przystało również po pauzie walki było pod dostatkiem. Do 66. minuty kibicom przyszło czekać na gola. Po rzucie rożnym piłkę zgrał umiejętnie głową Padło, a z bliska do siatki wcelował rezerwowy Daniel Greń. Podopieczni Tomasza Wuwera mieli nadzieję na odrobienie strat. W 78. minucie łutu szczęścia zabrakło Dorianowi Chrapkowi, zatrzymanemu przez Nalepę. Co zrozumiałe, coraz częściej wiślanie nadziewali się też równocześnie na kontry miejscowych, m.in. sytuacji sam na sam z Andrzejem Nowakowskim nie wykorzystał w 83. minucie Michał Szczyrba. Gdy mecz nieuchronnie zbliżał się do końca w doliczonym czasie gry Mieczysław Sikora wyszedł na idealną pozycję po prostopadłym podaniu Krzysztofa Surawskiego, pokonując strzałem w tzw. długi róg doświadczonego golkipera WSS Wisła i zapewniając swojej drużynie bezcenny łup.