Goście zamierzali jednak skorzystać na niepewnej postawie LKS-u i to oni na wstępie byli aktywniejsi. Dobre szanse, by golkipera bestwinian pokonać mieli Szymon Chmiel i Piotr Dudek, obaj zostali przez Mateusza Kudrysa powstrzymani. W 23. minucie gospodarze ekipę z Zebrzydowic dotkliwie skarcili. Strzegący bramki Spójni Jan Parchański nie wyszedł w porę do piłki „rzuconej” za plecy obrońców, na czym skorzystał celnie mierzący pomiędzy nogami golkipera Bartłomiej Feruga. Asystę przy trafieniu owym zanotował... stoper bestwińskiego zespołu Michał Gacek. – Marnując okazje z takim przeciwnikiem nie ma co marzyć o korzystnym wyniku i dziś się o tym boleśnie przekonaliśmy – zauważa szkoleniowiec przyjezdnych Grzegorz Sodzawiczny, który do swoich podopiecznych spore pretensje miał za postawę w ostatnich dwóch kwadransach meczu...

Od 61. minuty właśnie, po czerwonej kartce dla Dawida Gleindka, któremu sędzia zarzucił „symulkę” w obrębie „16”, Spójnia posiadała przewagę liczebną, ale nijak z niej skorzystać nie potrafiła. – Od momentu osłabienia przeciwnika graliśmy totalną padlinę. To, co rzeźbiliśmy wołało o pomstę do nieba – barwnie opowiada trener gości, którzy nie byli w stanie zagrozić poważniej bramce bestwinian, sami zaś ponieśli kolejną stratę. W 65. minucie uderzenie Krystiana Makowskiego golkiper zebrzydowiczan odbił przed siebie, a wprowadzony chwilę wcześniej na boisku Tomasz Kozioł nie zmarnował wybornej okazji.

Wobec dobrej postawy defensywy LKS-u końcowe fragmenty meczu były dla miejscowych spokojniejsze i za czwartym podejściem w obecnym sezonie wywalczyli premierowe zwycięstwo.