Gole Piotra Trzopa i Rafała Hałata dały wczoraj dwubramkową zaliczkę „Fiodorom”, gospodarze z marazmu nie byli w stanie przed zmianą stron wydostać się. – Byliśmy ospali, niezdecydowani. Zupełnie swojego zespołu nie poznawałem. Cieszyć się można, że nie dostaliśmy kolejnych goli, które stanowiłyby rozstrzygnięcie meczu – opowiada szkoleniowiec Spójni Jarosław Zadylak, który swoim podopiecznym w przerwie nie szczędził gorzkich słów, a po pauzie... braw. – Nasza gra diametralnie odmieniła się. W kilka minut doprowadziliśmy do wyrównania, prezentując poziom z meczu wygranego w Ruptawie. Byliśmy nawet bliscy odniesienia zwycięstwa – mówi trener ekipy z Landeka.

Po szalonych derbach satysfakcja w obu drużynach przeplatała się z uczuciem niedosytu. – Nie wyszliśmy po przerwie z szatni i z naszej dużej przewagi nic nie pozostało. Natomiast przy kadrowych osłabieniach, które mieliśmy ten rezultat też trzeba docenić – klaruje szkoleniowiec GKS-u Maciej Mrowiec, który prócz zawodników od dłuższego czasu kontuzjowanych nie mógł skorzystać w derbach z pauzujących za kartki Marka Nogi i Marcina Byrtka.

IV-ligowiec z Landeka pokazał, że żaden rywal na tym poziomie nie jest poza zasięgiem. – Mała satysfakcja z remisu jest, bo nic nie zapowiadało, że cokolwiek dziś ugramy. Trudno natomiast wyjaśnić, skąd tak diametralne połowy w naszym wykonaniu – podsumowuje Zadylak.