Oczywistym było to, że przegrywający swoje poprzednie wiosenne mecze Drzewiarz, stanie w Tychach przed arcytrudnym zadaniem. Długo jednak goście dzielnie stawiali czoła faworytowi starcia. Pressingiem tyszanie co rusz byli zaskakiwani, w efekcie czego nie potrafili wypracować sobie dogodnej szansy na sforsowanie jasienickiej obrony. Mało tego – ekipa z Jasienicy nie pozostawała bez argumentów z przodu. Świetne okazje, aby to zespół dowodzony przez Ryszarda Kłuska objął prowadzenie mieli Bartosz ŻyłaJakub Waliczek. Ten pierwszy, w sytuacji sam na sam po wejściu w „16” z bocznego sektora, przeniósł piłkę nad bramką. Drugi zdecydował się na dośrodkowanie, zamiast próbować akcję samodzielnie finalizować.

 


Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby na przerwę obie drużyny schodziły przy równym bilansie zysków i strat. Ten jednak istotnie się „rozjechał” za sprawą rzutów rożnych egzekwowanych przez tyskie rezerwy. W 42. minucie do dośrodkowania nie wyszedł Marcin Kubina, a przytomnością w polu karnym wykazał się Maciej Mańka. W doliczonym czasie defensorzy „naszego” IV-ligowca nie upilnowali Bartosza Zarębskiego, a futbolówka znów zakończyła swój lot w siatce. To były ciosy dotkliwe, po nich też outsider w ligowej stawce nie zdołał się podnieść.

Druga połowa meczu nie była wcale okresem nadmiernego forsowania tempa przez podopiecznych Jarosława Zadylaka, ale rezultat w odstępie kilku minut – między 67. a 76. minutą – gospodarzom udało się skorygować. „Dwupaka” zaliczył Damian Orliński, wykorzystujący bezwzględnie pomyłki Mateusza MichalskiegoDominika Rycaka, zaś wynik na 5:0 ustalony został – a jakże – po kornerze „dwójki” GKS-u. Na ten moment próżno szukać pozytywów w kontekście Drzewiarza, którego dorobek bramkowy, nie wspominając już o punktowym, wraz z przyjściem nowego szkoleniowca ani drgnął.