- Nie byliśmy faworytem tego meczu. Owszem, patrząc z perspektywy tabeli tak, ale dziś Rekord wyszedł solidnie wzmocniony zawodnikami z pierwszej drużyny. Nie przestraszyliśmy się jednak tego, graliśmy swoje i efekt widać w końcowym wyniku - mówi ukontentowany szkoleniowiec landeczan, Tomasz Kocerba. 

 

Rezerwy Rekordu przystąpiły do meczu ze Spójnią w bardzo silnym zestawieniu personalnym. Przełożyło się to na grę "rekordzistów", wszak świetnie operowali piłką i dłużej od rywala, ale w swoich ofensywnych poczynaniach byli nieskuteczni. Ważnym momentem spotkania była 12. minuta. To wówczas sędzia wskazał na "wapno" po interwencji Michała Batelta. Patryk Kierlin, bramkarz Spójni, wyczuł jednak intencje Szymona Młocka i obronił rzut karny. To nie była jedyna okazja Rekordu II, lecz w innych sytuacjach również nie grzeszyli oni skutecznością, a cały czas czujnością wykazywał się Kierlin. Spójnia sytuacji szukała po kontratakach. Dwukrotnie w pojedynku "oko w oko" z golkiperem przyjezdnych znalazł się Wiktor Piejak, jednak żadna z jego prób nie została zamieniona na bramkę. Sprawy w swoje ręce wziął Giorgi Merebaszwili, który w 45. minucie sam postanowił rozstrzygnąć klasyczną kontrę 3 na 2. 

 

Jak się okazało, wynik 1:0 utrzymał się do końcowego gwizdka arbitra. Druga część spotkania rozpoczęła się od wyraźnego, ofensywnego naporu bielszczan, jednak Spójnia to wytrzymała i sama miała swoje okazje, aby podwyższyć rezultat. Najlepszą z nich miał w końcówce Bartłomiej Ślosarczyk, który wymanewrował defensywę rezerw Rekordu i w decydującym momencie nie trafił w bramkę.